Co ma być przynętą? Przede wszystkim cena, bo lokale pójdą pod młotek za połowę wyceny rzeczoznawcy. Po drugie - atutem będzie fakt, że mieszkanie stanie się własnością tego, kto je kupi.
Cała operacja jest dość skomplikowana, a by obywatelom ułatwić życie, w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej powstanie biuro sprzedaży mieszkań komunalnych, które ma prowadzić obywatela krok po kroku do upragnionego celu. Zacznie się od tego, że trzeba będzie zapłacić za wycenę rzeczoznawcy, bo tego wydatku ratusz na siebie nie weźmie. Potem trzeba będzie poczekać, aż zbierze się więcej chętnych, bo za każdym razem pakiet wniosków będzie musiał uzyskać błogosławieństwo Rady Miejskiej, która podejmie uchwałę o pierwszeństwie zakupu dotychczasowych dzierżawców.
Mało tego, Rada Miejska musi przyjąć darowiznę od ZGM w postaci lokali przeznaczonych do zbycia, a potem jeszcze przez sześć tygodni informacja o sprzedaży lokali musi być wywieszona na tablicy ogłoszeń.
- No jest z tym sporo biurokracji - ubolewa burmistrz Arseniusz Finster. - I w związku z tym wszystko może trwać od trzech miesięcy do nawet roku!
Kto będzie mógł kupić komunalne mieszkanie? Dotychczasowi lokatorzy, ale też ich dzieci albo wnuki. Jest jeden istotny warunek - nie ma rat, więc trzeba mieć zasobny portfel. A poza tym lokal nie może być zadłużony. Trzeba więc przed transakcją uregulować wszystkie zaległości.
Biuro sprzedaży mieszkań komunalnych już jest tworzone, a zacznie działalność od 1 stycznia przyszłego roku.
- Nasze mieszkania są na ogół w dobrym stanie - podkreśla burmistrz Arseniusz Finster. - Mam nadzieję, że uda się sprzedać choćby dwieście z nich.
Dlaczego miasto wymyśliło ten projekt? Bo chce zejść z zadłużeniem do bardziej bezpiecznego poziomu. Być może znajdą się chętni, bo żadnego sondażu ratusz nie zrobił, więc działa trochę w ciemno.