Na jednej z poprzednich rozpraw sędzia Radosław Maćkowiak zobowiązał go do wydania broni. Pan Zdzisław dotąd tego jednak nie zrobił. Twierdzi, że sprawa wydawała mu się podejrzana. Obawiał się, że drugiej broni w ogóle nie ma. Gdy wyda swoją, ta zostanie dopasowana do sprawy, a wówczas on na pewno zostanie skazany. Podejrzewał bowiem, że został uwikłany w jakąś "mafijną historię“.
Na piątkową rozprawę została dowieziona broń znaleziona w Gniewkowie. Gdy ją zobaczył - uwierzył, że istnieje. Zapewnił, że teraz wyda sądowi swoją.
Zanim to jednak wyznał, miał nadzieję, że sąd zakończy rozprawę na podstawie tych dowodów, które dotąd zebrał. Biegły uczestniczący w rozprawie przekonywał sąd, że problem zostanie rozstrzygnięty tylko, jeśli będzie mógł wykonać badania porównawcze obu strzelb. Nie chciał tego robić na podstawie zdjęć broni pana Zdzisława, nadesłanych przez KWP w Białymstoku.
Przeczytaj również: James Bond z Bydgoszczy usłyszał wyrok za nielegalny arsenał w domu
- Sprawa jest prosta. Mam dokumenty, z których wynika, że broń, którą posiadam, należy do mnie. Nie ma co się dłużej nad tym rozwodzić. Dajcie mi wreszcie spokój - mówił pan Zdzisław. Jego adwokat Jakub Siembida uspokajał swojego klienta Ostatecznie zgodził się na propozycję sędziego i wystąpił o wyznaczenie kolejnej rozprawy.
Wiadomo już, że obie strzelby mają ten sam numer, lecz różnią się oznaczeniem serii. Na dwururce znalezionej w Gniewkowie widnieje literka "N“, a na tej z Podlasia - odwrócone "R“. Na pozwoleniu na broń, które ma pan Zdzisław znajduje się odwrócone "R“.
Mimo wszystko sprawa nie została zakończona. Biegły ma porównać obie strzelby i przygotować stosowną opinię na następne posiedzenie sądu.