Tadeusz Żuchowski z Torunia zgłosił się do Centrum Onkologii w Bydgoszczy w październiku ubiegłego roku. Cierpi z powodu raka prostaty. Trafił tu ze skierowaniem na radioterapię. - Byłem bardzo zdziwiony i zaniepokojony, gdy usłyszałem, że do szpitala mam się zgłosić dopiero w styczniu! - wyznaje 83-latek. - Musiałem czekać. Nie miałem innego wyjścia.
W takiej samej sytuacji znalazło się jeszcze 270 pacjentów, którzy na radioterapię będą musieli również poczekać trzy miesiące. I to pomimo że Centrum Onkologii ma obecnie osiem nowoczesnych akceleratorów (urządzeń służących do napromieniowania).
Tymczasem pacjent powinien przyjąć promieniowanie najpóźniej dwa tygodnie po zabiegu operacyjnym. - Długie oczekiwanie na podjęcie leczenia napromienianiem często krytycznie obniża jego skuteczność - alarmuje Polska Unia Onkologii.
- Nasz szpital przez ostatnie lata był jedynym w Polsce, który nie limitował przyjęć chorych - tłumaczy Zbigniew Pawłowicz, dyrektor Centrum Onkologii. - Niestety, Narodowy Fundusz Zdrowia nie zapłacił nam za hospitalizację niemal 16 tysięcy pacjentów, których przyjęliśmy w 2011 roku.
W konsekwencji dług placówki urósł aż o 34 miliony złotych. Przy czym dorzucić do tego należy jeszcze zadłużenie z 2010 roku wynoszące 23 mln zł. Co prawda szpital wywalczył przed sądem zwrot tej sumy od NFZ, ale Fundusz odwołał się od decyzji i apelacja została uznana.
Na tym nie koniec. Wiadomo już, że w ubiegłym roku lecznica przekroczyła kontrakt z NFZ o 36 mln zł. Aktualne zadłużenie Centrum Onkologii wynosi więc w sumie ponad 90 mln zł!
W związku z tak dramatyczną sytuacją finansową placówki, dyrekcja ograniczyła przyjęcia pacjentów. - Robię to wbrew swemu założeniu, zgodnie z którym pacjentów cierpiących na nowotwór należy przyjmować w trybie pilnym - tłumaczy Pawłowicz. - Niestety, NFZ nakazuje tworzenie kolejek i trzymanie się limitu.
W konsekwencji radioterapii może zabraknąć w tym roku nawet dla tysiąca chorych na nowotwór osób!
- Dotychczas wykonywaliśmy ją u blisko pięciu tysięcy pacjentów rocznie - informuje Wiesława Windorbska, zastępca dyrektora ds. medycznych Centrum Onkologii.
Trzymając się limitów, szpital przeprowadzi tylko cztery tysiące napromieniowań w roku.
Co na to Fundusz? - Kilka tygodni temu dyrektor szpitala podpisał z nami aneks do umowy - wskazuje Jan Raszeja, rzecznik prasowy Kujawsko-Pomorskiego Oddziału NFZ. - Zaakceptował więc wszystkie ustalenia.
Czytaj też: Starość się nie opłaca
A zgodnie z nimi szpital dostanie na ten rok od Funduszu kontrakt w wysokości 190 mln zł. Jak wylicza dalej Raszeja, 45 mln trafi na radioterapię. - Czyli ponad dwa miliony więcej niż rok temu - precyzuje rzecznik.
Co z 90 mln zł, które szpital wydał na leczenie pacjentów, nierzadko ratując im życie? NFZ nie zamierza oddać tych pieniędzy. A przynajmniej nie całości. - Nie wszystkie procedury można zakwalifikować jako ratujące życie, czyli takie, które trzeba było wykonać w trybie pilnym - wyjaśnia Jan Raszeja.
Czytaj też: Mimo zakazu, bydgoskie lecznice nadal praktykują ostre dyżury
Tymczasem jak wskazuje Zbigniew Pawłowicz, leczenie osób chorych na raka powinno być zagwarantowane właśnie w trybie pilnym. Mało tego. Z ostatniego raportu przeprowadzonego w 2010 roku na zlecenie resortu zdrowia wynika, że na raka zmarło u nas wówczas ponad 5,2 tys. osób. Tym samym nasz region uplasował się na pierwszym miejscu w kraju pod względem liczby zgonów na nowotwory złośliwe.
Szef Centrum Onkologii zwrócił się z prośbą o interwencję do wojewody Ewy Mes. Ta zaś zapowiedziała, że wystąpi do dyrektora oddziału NFZ w Bydgoszczy o przeanalizowanie funduszy wydatkowanych na leczenie onkologiczne.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »