Nachalne banery, krzykliwe plakaty, irytujące ulotki i jaskrawe neony - Toruń, podobnie jak inne polskie miasta musi się codziennie mierzyć z inwazją reklam zewnętrznych. - Jakiś czas temu organizowaliśmy debatę pt. "Outdoor toruński" - mówi Ewa Sebocka z Fundacji You Have It. - Od tego czasu w przestrzeni miejskiej niestety niewiele się zmieniło. Nie uporaliśmy się z problemem reklam, które nadal zaśmiecają miasto.
- Te wszystkie plakaty i ulotki są po prostu koszmarne i odbijają się na wizerunku naszego miasta - twierdzi Lidia Kłopotowska, mieszkanka. - Kiedyś reklamy, szyldy były estetyczne, obecnie krzyczą - dodaje.
Inna torunianka także nie ma najlepszego zdania o jakości i ilości nośników reklamowych. - Toruń to piękne, zabytkowe miasto - opowiada Danuta Puszkowska. - Zabytki i ordynarne reklamy naprawdę nie idą w parze.
Czytaj także: Dlaczego Big Mac w reklamie wygląda inaczej? Sprawdź!
Szacuje się, że w całej Polsce stoi ok. 110 tys. samych banerów, nie wspominając o innych formach nośników reklamowych. - To wynika z tego, że dzisiaj, żeby przebić się do potencjalnego klienta ze swoją ofertą, trzeba zintensyfikować działania, zwiększając np. liczbę ulotek, plakatów - mówi Aleksandra Stępień, prezes Stowarzyszenia "Moje Miasto A W Nim", które od dłuższego czasu zwraca uwagę na problem nadmiernego występowania przekazów reklamowych w miastach. - Kiedyś wystarczyło, dajmy na to, 600 plakatów, teraz, żeby zostać zauważonym trzeba użyć już np. 1000, inaczej przekaz zaginie w zalewie innych - dodaje.
Jak walczyć z nachalną reklamą? - Najważniejszą sprawą są odpowiednie regulacje prawne, których brakuje - twierdzi Stępień. - Lokalne władze często nie mają odpowiednich narzędzi, żeby skutecznie walczyć z zalewającymi przestrzeń miejską outdoorowymi reklamami - mówi. Innym problemem jest egzekwowanie ustanowionego prawa. Z tym też bywa różnie, również u nas.
- Siatki wielkoformatowe, według prawa mogą wisieć tylko na remontowanych budynkach - mówi Piotr Nowakowski, mieszkaniec. - Tymczasem wyglądając przez okno, zamiast jakiegoś ładnego widoczku musiałem bardzo długo znosić widok jakiejś wielkiej reklamy, która wisiała na budynku, a ten wcale remontowany nie był. Są jednak w Polsce miejsca, gdzie władze postanowiły na poważnie podejść do problemu. - Dla mnie najlepszym przykładem tego, że nie musimy spotykać na każdym kroku reklam jest Kraków - mówi Sebocka. - Tam udało się wyrugować reklamy. Kiedy ogląda się zdjęcia z Krakowa, to nie sposób dopatrzeć się brzydkich, pooblepianych reklamami miejsc. W tym kierunku powinniśmy zmierzać - dodaje.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
- Uważam, że jest jednak trochę lepiej, przynajmniej w obrębie Starówki - mówi Andżelika Nowacka. - Ale to chyba tylko dlatego, że handel w tym miejscu wymiera i nie ma się komu reklamować. I tak jeden problem, zastępuje drugi.
Czytaj e-wydanie »