Grupa OFF ROAD Rescue Team powstała w 2008 roku. - Z pasji i zamiłowania: do off-roadu i ratownictwa medycznego - mówi Jarosław Kuc, pomysłodawca i założyciel. Na co dzień ratownik medyczny w brodnickim szpitalu. - Zanim grupa powstała, często braliśmy udział w rajdach terenowych. Okazało się, że brakuje zabezpieczenia medycznego takich rajdów.
Pomysł, by zorganizować grupę natychmiast zrealizowano. Chętnych do udziału nie trzeba było długo szukać. Team tworzą ratownicy, lekarze przede wszystkim z Brodnicy, ale i z Wrocławia czy Poznania. Ekipa to nie tylko mężczyźni, są w niej również kobiety, a więc pasjonaci i pasjonatki rajdów.
Przeczytaj także: Robert Kubica testuje 500-konnego Mercedesa z serii DTM. Zobacz zdjęcia
- Na początku zabezpieczaliśmy małe imprezy rajdowe. Obecnie - największe rajdy terenowe, rajdy samochodów płaskich m.in. Rajd Barbórka w Warszawie, rajd mazowiecki. Zpstaliśmy auważeni i jesteśmy zapraszani przez organizatorów.
Grupa zabezpiecza 98 procent rajdów off-roadowych organizowanych w Polsce, w Europie i na terenie Afryki. Trzon teamu to 20 osób. Co zrobić, by stać się jej częścią? - Przede wszystkim trzeba spełnić podstawowy warunek: być dobrym lekarzem, ratownikiem medycznym i oczywiście miłośnikiem rajdów. Tu nie ma miejsca na to, że gdzieś się jedzie z przymusu. Trzeba lubić podróże, ten specyficzny styl bycia. Nie może nikogo zrażać to, że śpimy w namiocie, że czasem zmokniemy, zmarzniemy, wejdziemy w błoto - mówi ratownik.
Praca i przygoda
Ekipa jest zgrana, więc zanim nowa osoba do niej dołączy, musi liczyć się z tym, że zanim zadomowi się w zespole, przejdzie swoisty test.- Ważna jest umiejętność pracy w grupie. Jeśli wyjeżdżamy na kilkudniowy wyjazd, np. w 10 osób, to jakoś musimy ze sobą wytrzymać - śmieje się ratownik. - Musimy żyć ze sobą w zgodzie, nie ma tu miejsca na kłótnie, trzeba współgrać. Zwracamy wielką uwagę na umięjętności Oczywiście prócz tego, że jest to dla nas wielki fun, przygoda, to przede wszystkim jesteśmy wsparcie dla zawodników, którzy na nas liczą, którym zapewniamy bezpieczeństwo. Tu nie ma miejsca na niedociągnięcia. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Wszystkie podzespoły muszą ze sobą współgrać.
Członkowie grupy dobrze radzą sobie z językiem angielskim, przy wyjazdach zagranicznych niezbędnym w porozumiewaniu się z uczestnikami rajdów. - Angielski to podstawa, do tego dochodzi niemiecki, francuski, ale muszę też się pochwalić, że mamy w teamie lekarkę, która biegle posługuje się językiem arabskim. Ta umiejętność przydaje się, gdy wyruszamy do jednego z krajów arabskich.
Pierwszy, duży rajd, który medycy zabezpieczali, to Transgothica. Później przyszły kolejne, w pierwszym roku działalności było ich kilka, w drugim kilkanaście, w ubiegłym roku liczba wzrosła do blisko 70! Team obecny był m.in. na Pucharze Polski Off Road Coval, Auto Moto Show Wrocław, Balkan Breslau Rally, Transgothica 2012, Baja Challenge, Magam Trophy, Sahara Rally, MT Rally. Ekipa zabezpiecza również treningi Adama Małysza.
Najdłuższe wyjazdy, kilometrowe i czasowe, to oczywiście te do Afryki. - Jedziemy na kołach, dojeżdżamy do Almerii, Palmerii samochodami, tam wsiadamy na prom razem z zawodnikami, a później z pomocą garmina (nawigacja GPS - przyp. red.) podróżujemy po Afryce i nawigujemy, bo mapy i drogi odbiegają od rzeczywistości. Wyznaczamy azymut i jedziemy przed siebie.
Ratownicy pokonują tak parędziesiąt tysięcy kilometrów. Nie ma ich w domu prze 2-3 tygodnie. Dotarcie do Almerii to 3,5 tysiąca kilometrów. Do tego podróż po Afryce ok. 8 tysięcy kilometrów i powrót. Najbliżsi już się przyzwyczaili, że jakiś czas nie ma ich w domu.
Tam, gdzie nie ma hoteli, cywilizacji
- Godzą się, akceptują takie sytuacje. Tym bardziej że taki wyjazd nie zdarza się każdemu. Co innego wykupić wycieczkę zagraniczną, do Tunezji, Maroka i spędzić tydzień czy dwa w hotelu, w luksusowych warunkach. Sztuką jest pojechać na kołach, w teren dziki, gdzie nie ma hoteli, cywilizacji. Przejeżdżamy przez przełęcz gór Atlasu, płaskowyż Afrykański, przedzieramy się przez wydmy, śpimy w namiotach, śpiworach, je-my to, co jest pod ręką, wody jak na lekarstwo, przebywamy w towarzystwie gwiazd sportów motorowych - Adama Małysza czy Krzysztofa Hołowczyca. To wielka przygoda.
Każdy rajd jest inny, wyjątkowy. - Przeważnie wszystko idzie po naszej myśli. Na szczęście. Oczywiście, każdego rajdu pamięta się rożne sytuacje, związane z urazami, bo tych się nie uniknie. Obowiązuje nas tajemnica i nie mogę zdradzić, co i komu się przydarzyło - śmieje się ratownik.
Przeczytaj także: Adam Małysz: Kolejny krok w Rajdzie Dakar to walka z czołówką
Marcin Łukaszewski, Robert Kufel, Maciej Radomski czy wspomniani już Adam Małysz i Krzysztof Hołowczyc to osoby, które co i rusz ratownicy spotykają w trasie. Choć w rajdach startują gwiazdy, na sam fakt ich udziału nie wpływa liczba ekip zabezpieczających. Wszystko zależy od specyfiki rajdu. Jeśli trwa dwa dni i każdego dnia trasa rajdu nie przekracza 60 km, wystarczają dwa auta terenowe. Inaczej jest w przypadku, gdy trasa rajdu wynosi np. 500 km, wówczas ekipy ratowników są ustawione co 80 km. Uwarunkowane jest to również terenem. Jeśli jest to teren mniejszego poligonu, wystarczą dwie ekipy, jeśli jest wielkości poligonu Drawskiego, czyli wielkość przypomina województwo, liczba karetek zwiększa się.
- Mieliśmy okazję poznać Adama Małysza, niejednokrotnie zdarzyło się nam porozmawiać, to bardzo sympatyczny człowiek. I przy okazji dobrze się spisuje w rajdach, ma na koncie drugi udział w Dakarze i 15. miejsce - mówi ratownik.
Postępowanie z pacjentem podczas rajdu jest identyczne jak w przypadku każdego pacjenta. Zmienia się jedynie otoczenie. - Na co dzień jeżdżąc karetkami mamy za plecami pewne zaplecze w postaci szpitala, w pobliżu jest inny sprzęt. Wjeżdżając w teren - jesteśmy zdani na siebie, na sprzęt, który znajduje się w karetce. Musimy ewakuować rannego, udzielić mu pomocy i przetransportować do szpitala. Wiadomo, że jadąc szutrem, lasem czy pustynią nie możemy jechać tak szybko jak po asfalcie.
Jazda nad przepaścią, po wydmach
Do tego dochodzi stopień trudności jazdy po takim terenie. Jazda jest dłuższa.- Trudno jeździ się po Rumunii, Bułgarii. Jeżdżąc przez przełęcze, w Karpatach, podobnie przejeżdżając przez Atlas, gdzie z jednej strony była przepaść 100 metrów, z drugiej strony przepaść też 100 metrów, a my karetkami jechaliśmy po skałach, po kamieniach. To się dużo nie różniło od tego, co widać na relacjach z Dakaru. Przebijanie się przez wydmy, takie przez które przejeżdżał Hołowczyc, to dla nas nic nowego. Musimy dotrzeć do poszkodowanego jak najszybciej pamiętając o bezpiecznej jeździe. Jadąc w dwie osoby: lekarz z ratownikiem - jeden pełni rolę kierowcy, drugi nawiguje jako pilot.
Po każdym rajdzie jest czas na doskonalenie umiejętności, na pracę nad kondycją, na szkolenia medyczne, treningi. Można dopracować samochody, usprawnić je, by na kolejny wyjazd były w gotowości.
Ratownicy nie muszą martwić się o ewentualne wpadki techniczne na trasie rajdów. W sytuacjach krytycznych zawsze mogą liczyć na wsparcie mechaników, którzy towarzyszą kierowcom rajdowym. - W off-roadzie jest tak, że ludzie mogą się ze sobą nie znać, ale zawsze pomogą. Jeśli zdarzy się taka sytuacja, że karetka się popsuje i organizatorzy rzucą hasło na odprawie, od razu jest ok. 10-20 przedstawicieli teamów startujących z ofertą pomocy. Przy pierwszym wyjeździe do Afryki mieliśmy awarię sprzęgła, bo holowaliśmy auto jednego z zawodników 200 km przez wydmy. Sprzęgło nie wytrzymało. Zjechaliśmy na bazę. Było hasło, że sprzęgło w karetce padło. Na drugi dzień rano karetka jechała dalej.
Czas by pozwiedzać
Główne założenie wyjazdów to oczywiście praca. Ratownicy znajdują jednak czas, by trochę pozwiedzać. - W Bułgarii, Rumunii, Afryce przejeżdżamy przez wiele pięknych miejsc. Jeśli jest czas, by się zatrzymać, korzystamy z tej możliwości, robimy zdjęcia. Tym bardziej że nie są to miejsca typowo turystyczne. Nie są to hotele, kurorty. Widzimy obrazki, których turysta nie zobaczy wyjeżdżając z biurem podróży.
Przed ratownikami wyjazd do Maroka na 10 dni, już pod koniec lutego na Maroko Breslau. - Jeśli nie będzie problemów z bezpieczeństwem i nie zostanie odwołany. Trasa przebiega wzdłuż granicy z Algierią więc może być różnie - mówi ratownik.
A później wielkie rajdy: Magam Trophy, Transgothika, Rajd Brbórka, Puchar Polski i prawdopodobnie kolejne spotkanie z Adamem Małyszem, w maju na rajdach pucharu PZM. Potem kolejne wyjazdy do Afryki, Tunezji. A pomiędzy praca w Brodnicy, w karetce, z troski o bezpieczeństwo mieszkańców powiatu brodnickiego.
Czytaj e-wydanie »