Prawdziwą burzę wywołała poniedziałkowa uchwała sejmiku o zamiarze likwidacji bydgoskiego NKJO. Decyzja ta była zaskoczeniem dla pracowników kolegium, ponieważ do tej pory mówiono o włączeniu tej placówki w struktury Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.
"Przez dwa lata prowadziliśmy rozmowy z Uniwersytetem Technologiczno-Przyrodniczym na temat wchłonięcia przez tę uczelnię NKJ w Bydgoszczy. Warunkiem ze strony samorządu województwa było przejęcie całej struktury, łącznie ze wszystkimi zatrudnionymi. Negocjacje zakończyły się fiaskiem, bo UTP chciał zatrudnić tylko 40 procent personelu, co oznaczało, że pozostali (60 procent) stracą pracę już 1 października 2013" - czytamy w oświadczeniu przesłanym przez gabinet marszałka.
Dodajmy jednak, że zdaniem UTP ten argument jest tylko zasłoną dymną, bo uniwersytet i tak nie miałby możliwości zatrudnienia wszystkich pracowników ze względu na wymogi formalne dotyczące m.in. wykształcenia.
Władze województwa twierdzą, że podjęcie uchwały o zamiarze likwidacji kolegium nie przekreśla ponownego podjęcia rozmów z UTP na temat "współpracy dotyczącej wykorzystania dorobku NKJ w Bydgoszczy".
Przeczytaj także: Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Bydgoszczy do likwidacji
W oświadczeniu marszałek zapewnia, że będzie starał się znaleźć miejsca dla pracowników kolegium w pracowniach językowych, które mają powstać przy centrach edukacji nauczycieli.
Tymczasem sprawa kolegium zmobilizowała polityków. Najpierw w jego obronie wystąpili radni SLD, którzy chcą wznowienia rozmów z UTP. - Zależy nam na znalezieniu miejsc pracy dla wszystkich pracowników NKJO, którzy będą tego potrzebowali - mówi Elżbieta Krzyżanowska, bydgoska radna sejmiku z SLD. Petycję do marszałka Całbeckiego i przewodniczącej sejmiku Doroty Jakuty wystosował bydgoski Klub Młodych Solidarnej Polski. Politycy domagają się uchylenia poniedziałkowej uchwały i wznowienia dyskusji, bo ich zdaniem likwidacja kolegium jest "kolejnym przejawem niechęci władz województwa do Bydgoszczy".
Czytaj e-wydanie »