Dariusz S. miał nadany status świadka koronnego do sprawy grupy przestępczej działającej w latach 90. w Bydgoszczy. Wczoraj ponownie zeznawał w bydgoskim Sądzie Okręgowym w procesie o zabójstwo w 1999 roku szefa ubezpieczalni PZU.
Zobacz także: Proces utknął. Świadek koronny zdemaskowany?
Sędzia Mieczysław Oliwa odczytywał zeznania, jakie S. złożył w 2006 roku, gdy został już objęty programem ochrony świadków. W tych wyjaśnieniach S. szczegółowo opisywał motyw zamachu na Karpowicza, dyrektora oddziału Likwidacji Szkód i Oceny Ryzyka bydgoskiego PZU.
Rzekomo cała sprawa wzięła swój początek z pomysłu kupna specjalistycznej maszyny do zgniatania karoserii. Mieli ją wspólnie wziąć w leasing Henryk L., wtedy znany jako "Lewatywa", boss bydgoskiego półświatka oraz dealer mercedesa Tomasz G. Według zeznań S., który nosi pseudonim "Szramka", maszyna była warta w latach 90. około 50 mln zł.
- Chodziło o to, by kupić sprzęt w Gdyni, ubezpieczyć go, a następnie sfingować jego kradzież, do której miało dojść na trasie Trójmiasto-Sławęcinek.
Przeczytaj także: Dariusz S., świadek koronny: Moje zeznania sfabrykowano. Już się z nich wycofałem
Po wyłudzeniu odszkodowania koszty miały się zwrócić z nawiązką. Wczoraj sędzia odczytał również inny fragment zeznań S., który szczegółowo opisywał moment śmierci dyrektora z bydgoskiej ubezpieczalni. Według relacji "Szramki" wypłatę odszkodowania za kradzież maszyny mieli wymusić na Karpowiczu specjalnie do tego zatrudnieni Litwini. - Jeden z nich nie wytrzymał i strzelił do Karpowicza - wyjaśnia S.
Wczoraj świadek wycofał się z tych zeznań. Po raz kolejny już w tym procesie powtórzył, że jego wyjaśnienia zostały sfingowane przez śledczego Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie.
- Prokurator Robert Bednarczyk sfabrykował moje zeznania tak, by pasowały do jego śledztwa w sprawie zabójstwa Piotra Karpowicza.
Dyrektor PZU został zastrzelony w 1999 roku na parkingu przed siedzibą ubezpieczalni przy ul. Wojska Polskiego w Bydgoszczy.
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców