Fronton Teatru Miejskiego imponował swoim monumentalnym rozmachem. Wrażenie robiły także wnętrza, poczynając od foyer.
Przestrzeń od sufitu w dół wypełniał potężny, kryształowy kandelabr. Cztery bogato zdobione loże rozmieszczone na dwóch kondygnacjach po obu stronach sceny zajmowały głównie osoby z "wyższych sfer" lub takie, które było stać na znacznie droższy bilet. Warto jednak wspomnieć, że widoczność z boku wcale nie była lepsza. Widzom służył nachylony parter i dwa balkony biegnące od owych lóż półkolem nad parterem. Trzeci balkon biegł tuż pod sufitem. Tutaj były wyłącznie miejsca stojące. Widzowie opierali się o żelazną balustradę ochronną. Bilety na trzeci balkon były najtańsze, więc często kupowali je niezamożni bydgoszczanie oraz młodzież.
Zobacz też: Plac Teatralny w 3D z okresu międzywojennego [wideo]
Kurtyna podświetlana
Ściany i podłogi widowni wykładane były tłumiącymi ozdobnymi tkaninami. Zapewniały one doskonałą akustykę. Wrażenie robiła ciężka, zielona, aksamitna kurtyna. U dołu była ozdobiona szeroką złotą aplikacją i obciążona złotymi chwostami. Przed podniesieniem kurtynę podświetlano kolorami tęczy, co wprowadzało nastrój emocji i zaciekawienia. Sama scena obrotowa urządzona na parę lat przed wojną była dumą teatru i cieszyła widzów dzięki skróconym do minimum przerwom na zmianę dekoracji.
Nie tylko patriotyczne sztuki
Teatr Miejski (wtedy Stadttheater) około roku 1915
(fot. ze zbiorów Wacława Szmeltera)
W Teatrze Miejskim zdążyłem być parokrotnie, jeszcze jako uczeń Szkoły Powszechnej nr 10 im. św. Trójcy. Było to za sprawą wspaniałej nauczycielki polskiego i historii - pani Szymarkówny. Pamiętam organizowane przez tą panią zbiorowe "wyjścia do teatru", np. na sztuki Karola Huberta Rostworowskiego o treści patriotycznej i nie tylko. Pamiętam komedię "Staś lotnikiem". Opowiadała o perypetiach chłopca, który wzbił się w powietrze w zbudowanym przez siebie samolociku. Spadł na grupę "meneli". Stał się ich sympatycznym idolem. Autorom tego spektaklu zapewne chodziło o to, by pokazać nam - młodym chłopcom, że pogarda dla bezdomnych jest niesłuszna oraz że potrafią oni być serdeczni i oczekują wzajemności.
Przeczytaj również: Bydgoszcz - miasto (małej?) kultury
Operetka o poranku
Lata 30. Doskonale widoczny fronton budynku. Proszę zwrócić uwagę na otoczenie - w kamienicy Pfefferkorna (gmach po lewej), takoż w domu przy Focha 2 (prawa strona) nie było jeszcze arkad. Zostały wybudowane podczas okupacji niemieckiej (w roku 1940).
(fot. ze zbiorów Wacława Szmeltera)
Pierwszą operetkę w życiu obejrzałem w Teatrze Miejskim dzięki dwóm starszym ode mnie pannom z Koronowa. Było to pewnej wiosennej niedzieli 1939 roku. Dziewczęta wybrały się do Bydgoszczy na "Poranek Teatralny". Wcześniej odwiedziły swoją rodzinę Nieruszewiczów, którzy byli naszymi sąsiadami. Gdy dowiedziały się, że mają niezbyt atrakcyjne bilety na operetkę (na galerii), były bardzo zdegustowane. Uznały, że skorzystają z innych uroków wielkomiejskiej Bydgoszczy, a bilety dały w prezencie chłopcu z sąsiedztwa, czyli mnie.
Tym sposobem obejrzałem operetkę "Krysia Leśniczanka". Byłem pod wielkim wrażeniem tego, co obejrzałem. Otóż córce leśniczego zbierającej jagody jawi się nieznany jeździec, którego ona bierze za kłusownika i udziela mu ostrej reprymendy. Kiedy okazuje się, że jeźdźcem jest sam cesarz Austrii, ona wyśpiewuje błagalne arie o przebaczenie. Słowa i melodię tej arii pamiętam do dziś. Za sprawą dyrygenta ze słynnej rodziny Rezlerów (niesłusznie zapomnianej), po wyjściu z teatru "cała Bydgoszcz" nuciła nie tylko tę melodię. W tamtych latach na operetki przychodziły uradowane tłumy.
Rozgłośnia w teatrze
Spośród modnych wówczas utworów Nico Dostała, Lehara, Molleckera czy Zellera do dziś zdecydowanie przetrwał "Ptasznik z Tyrolu". Ostatnio (8 lutego br.) Polskie Radio w Programie I przypomniało tę melodię głosem światowej sławy tenora Wiesława Ochmana, celebrującego właśnie 50-lecie pracy artystycznej i doktorat Honoris Causa nadany mu przez uczelnię krakowską.
Cieszy atencja, z jaką redakcja "Albumu bydgoskiego" odnosi się do pamięci o bydgoskim teatrze. Warto zauważyć też inne aspekty jego istnienia. W wydzielonej części gmachu na placu Teatralnym powstało przed 76 laty "Bydgoskie Studio Rozgłośni Pomorskiej w Toruniu". Jego kontynuacją po wojnie było "Polskie Radio Bydgoszcz-Toruń".
Pamięć o Teatrze Miejskim trwa do dziś. Mimo narzucanych nazw, jak Plac Daszyńskiego czy Plac Zjednoczenia, historyczny plac Teatralny istnieje dzięki woli bydgoszczan.
Historia teatru
Najpierw był teatr szkolny w XVII i XVIII wieku w kolegium jezuickim na starym Rynku. W 1773 roku papież rozwiązał zakon jezuitów, ale w jego budynku nadal pokazywano sztuki. Dopiero w 1824 roku przeniesiono je na północny brzeg Brdy. Gdy Prusy objęły w panowanie Bydgoszcz, władze zaadoptowały zabudowania po klasztorze. Tu urządziły teatr. Otwarto go w 1824 roku. Po 11 latach spłonął. Odbudowano go, ale spalił się ponownie w 1890 roku. Na starym miejscu wybudowano nowy, monumentalny gmach.Teatr służył niemieckim zespołom. Gdy w 1920 roku Bydgoszcz powróciła do Macierzy, Niemcy przenieśli sobie teatr, nazywany później "Elysium", na róg Gdańskiej i Al. Mickiewicza. Natomiast Polacy wprowadzili się do gmachu na placu Teatralnym.
Czytaj e-wydanie »