- Do Polski przyjechałem z małym zasobem słownictwa. Było bardzo, bardzo ciężko. Czasami aż chciało się płakać - mówi Paweł Juszkiewicz, urodzony na Białorusi doktorant z UMK.
Podręczniki czytał ze słownikiem, bo język polski naukowy okazał się jeszcze trudniejszy od potocznego. Na UMK skończył pedagogikę, stosunki międzynarodowe, filologię rosyjską, a teraz jest na ostatnim roku doktoratu. Ale nie siedział wyłącznie w akademiku z nosem w książkach. Wszędzie było go pełno. W Toruniu organizował Dni Solidarności z Białorusią i Dni Białoruskie. Chciał pokazać, że kraj jego dzieciństwa to dźwięczny język, ciekawa kultura, smaczna kuchnia.
Do Polski trafił 10 lat temu jako stypendysta naszego rządu. Dwa lata temu został najlepszym studentem zagranicznym uczącym się w naszym kraju. Dziś grozi mu wydalenie. Dlaczego? Kilka miesięcy temu Paweł postanowił postarać się o obywatelstwo polskie. Jego wniosek do wojewody wielkopolskiego (bo tam jest na stałe zameldowany u rodziny) okazał się strzałem w kolano. Wojewoda odrzucił go, powołując się na tajną opinię ABW. Toruński doktorant został uznany za osobę zagrażającą bezpieczeństwu narodowemu. Był w szoku. Jego znajomi również.
- Po złożeniu wniosku o obywatelstwo zadzwonili do mnie oficerowie z ABW, prosząc o spotkanie. To było okropne rozmowy. Miałem wrażenie, że znalazłem się w jakimś filmie. Traktowano mnie jak przestępcę. Słyszałem teksty w stylu: "Teraz jest czas, żebyś powiedział prawdę" - opowiada.
Paweł odwołał się od decyzji wojewody do ministra spraw wewnętrznych, ale ten podtrzymał stanowisko urzędnika z Poznania. - Jestem rozczarowany i zawiedziony. Chciałem zostać obywatelem Polski, a ktoś, kto mnie nie zna, podjął tak krzywdzącą dla mnie decyzję. Na dodatek nie mam prawa dowiedzieć się, na jakiej podstawie tak uznano - mówi.
O co ewentualnie może chodzić? - Kiedyś skontaktował się ze mną pewien człowiek, który szukał śladów swojego dziadka zaginionego w 1939 r. w Grodnie. Poprosił mnie o napisanie listu po białorusku do tamtejszego archiwum państwowego. Zrobiłem to. Podczas spotkania zagadnął, czym zajmuję się w Polsce, powiedziałem o doktoracie na UMK. Od niego dowiedziałem się tylko, że pracuje w morskiej jednostce specjalnej, nie chciał wchodzić w żadne szczegóły. W archiwum nie znaleziono śladów dziadka tego pana. Oddałem mu więc dokumenty i na tym nasz kontakt się skończył. Ale ABW pytała mnie o niego.
Po negatywnej decyzji ministra Paweł może jeszcze zwrócić się do sądu administracyjnego. Pomoc prawną przy pisaniu skargi doktorantowi zaoferował rektor UMK prof. Andrzej Tretyn.
Od 2008 r. Paweł ma też zezwolenie na osiedlenie się w Polsce. Teraz, na skutek opinii ABW, grozi mu deportacja na Białoruś. Co czeka tam doktoranta z UMK popierającego zmiany demokratyczne w tym kraju? - W najlepszym razie praca fizyczna, w najgorszym reperkusje - odpowiada. - Więzienie? - dopytuję. - Nie wykluczam - dodaje ze smutkiem.
W obronę Pawła zaangażowali się także studenci UMK, zbierając podpisy pod petycją przeciwko jego deportacji na Białoruś. Jak podały wczorajsze "Zbliżenia", sprawą zainteresowali się posłowie z regionu.
Do sprawy wrócimy.
Czytaj także: UMK zaprasza żaków zza wschodniej granicy
Czytaj e-wydanie »