W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy zakończył się proces Pawła A. Na tym liczącym 33 lata bydgoszczaninie ciążył zarzut zabójstwa w sierpniu 2010 roku Macieja Jaronia. Prokurator zażądała zastosowania wobec oskarżonego kary ośmiu lat więzienia. Obrońca nie walczył o łagodniejszą karę, przystał na propozycję prokuratury.
- Osiem lat?! - Michał Jaroń, ojciec Macieja oburzał się czekając z żoną na sądowym korytarzu na publikację wyroku. - Przecież on zabił człowieka. Nic już nam syna nie wróci, ale czy to jest surowa kara za skatowanie Macieja?- pytał rodzic, który w procesie miał status oskarżyciela posiłkowego.
Czytaj: Proces o zabójstwo przy Gdańskiej. Paweł A. skatował Macieja za tatuaż?
Bo tatuaż się nie spodobał
Tragedia rozegrała się sierpniowej nocy 2010 roku przy ulicy Gdańskiej w Bydgoszczy. Maciej i Paweł A. przypadkowo spotkali się w tamtejszym barze "Mosaic".
Poszło o... tatuaż. A. zarzucał Maciejowi, że ma na ręce symbol - w jego mniemaniu zarezerwowany dla recydywistów odsiadujących kary w więzieniach. Ponieważ Maciej nigdy nie był skazany i nie obracał się w towarzystwie przestępców, rzekomo nie miał prawa do tatuażu. A. zdenerwował się do tego stopnia, że podszedł do niego, uderzył go w twarz pięścią, a następnie kolanem. Gdy pobity znalazł się na ziemi, A. z całej siły kopał go w głowę.
Na miejsce zostało wezwane pogotowie. Skatowanego przewieziono do szpitala.
Krótko po tym zdarzeniu A. wyjechał z Polski. Był ścigany listem gończym, a potem europejskim nakazem aresztowania. Polscy kryminalni namierzyli go w Niemczech. Znalazł tam dobrą pracę i żył na przyzwoitym poziomie. Niemiecka policja zatrzymała go w miejscu pracy. Do Polski udało się go sprawadzić w sierpniu ubiegłego roku.
Życie bandyty
A. przyznał się do winy już na pierwszej rozprawie. Powiedział też, że wcześniej wielokrotnie uczestniczył w ulicznych bijatykach.
Z tego powodu był już zresztą karany. Ostatnią kilkuletnią odsiadkę zakończył w 2009 roku.
Wczoraj sędzia Andrzej Rumiński zaznaczył, że może zdecydować o zmianie kwalifikacji czynu. Tak też zrobił. A. został skazany nie za zabójstwo (to zarzut, jaki miał na początku procesu), a za pobicie ze skutkiem śmiertelnym.
- Zadaniem sądu jest nie tylko orzec o winie albo niewinności - wyjaśniał sędzia Rumiński. - Ale też stwierdzić, jakie były zamiary oskarżonego; czy chciał zabić swoją ofiarę.
Sędzia w uzasadnieniu wyroku 11 lat więzienia dla Pawła A. odwołał się do zdarzeń feralnej nocy w barze przy Gdańskiej.
- Oskarżony chciał zadać cierpienie swojej ofierze. Uderzając Macieja w głowę chciał go znokautować. Doskonale wiedział, co robi, bo przedtem wielokrotnie się bił - podkreślał Rumiński. - W pewnym momencie przestał zadawać ciosy. Był na miejscu, gdy przyjechała karetka. Czy tak by się zachowywał, gdyby jego celem było zabójstwo? Biłby swoją ofiarę dalej.
Recydywa
Sędzia zwrócił się też bezpośrednio do A.: - Musi pan zdać sobie sprawę, że jest winny śmierci tego młodego człowieka. On już nie istnieje. Pańska przeszłość dowodzi, że nie wyciąga pan wniosków ze swoich błędów. Długi wyrok jest konieczny, by w końcu przemyślał pan swoje zachowanie i już nigdy nikogo nie skrzywdził.
Wyrok jest nieprawomocny, ale mec. Andrzej Lehmann, pełnomocnik rodziców Macieja twierdzi, że nie będzie się odwoływał: - Sędzia skazał A. na karę dłuższą, niż ta o którą wnioskowała prokurator.
Michał Jaroń, ojciec: - Sprawiedliwą karą byłoby 25 lat więzienia. Mam tylko nadzieję, że on nie wyjdzie przed końcem wyroku.
Skazany musi zapłacić rodzicom Macieja 100 tys. zł jako zadośćuczynienie.
Czytaj e-wydanie »