Janusz Wesołowski, rolnik z Wudzynka gmina Dobrcz znalazł na polu ptaka. Ma złamane skrzydło i uszkodzoną nogę. Zabrał go do domu i w oborze zrobił dla niego wolierę.
- Żal mi się go zrobiło, bo to przecież drapieżnik, który na moje kury pewnie napadał, ale przecież zabić nie zabiję - mówi pan Janusz. - Karmię więc, a i myszka w oborze mu się trafi, podrzucam surowe mięso, bo smażonego czy ziemniaków nie rusza. I co mam z tym ptakiem zrobić?
Przesłałem zdjęcie do znajomego leśnika. Powiedział, że to prawdopodobnie młody myszołów, albo jastrząb. Pan Janusz telefonował już do kilku instytucji zajmujących się dzikimi zwierzętami. Znikąd pomocy, ni rady.
Przeczytaj także: Drapieżne ptaki w nakielskim parku. Są protesty!
- Myślałem, że może ZOO w Myślęcinku by go przyjęło. Telefonowałem. Nie chcą. Co mam zrobić?
- Lepiej nie wkraczać w świat przyrody - radzi wójt Dobrcza Krzysztof Szala. - Jeżeli ranny i nie daje sobie rady, to lepiej było go nie ruszać. Zostawić, Byłby karmą dla innych drapieżników. Mieliśmy kiedyś problem z chorymi łabędziami. Myślęcinek też nie chciał przyjąć. Chorych nie chcą.
Co zrobić z rannym ptakiem? - zapytałem też w Urzędzie Miejskim w Koronowie.
- To duży kłopot - powiedział nam Jerzy Michalski z wydziału rolnictwa i ochrony środowiska. - Zwłaszcza jeśli to ptak będący pod ochroną. Na jego przewiezienie trzeba zgody regionalnego dyrektora ochrony środowiska. Myśmy mieli taki problem kiedyś z orłem bielikiem. Ile to spraw trzeba było załatwić, by zgodnie z prawem nim się zająć. Moim zdaniem mieszkaniec Wudzynka powinien zgłosić się do Gminnego Centrum Zarządzania Kryzysowego.
Tak więc pan Janusz Wesołowski z Wudzynka ma problem. Co ma zrobić z ptakiem?
Co Państwo o tym sądzicie? Piszcie do nas: [email protected]
Czytaj e-wydanie »