Przypomnijmy: Monika wiedziała, że zabiorą jej synów, bo tak zdecydował sąd. Bydgoszczanka cierpi na depresję. Samotna matka nie potrafi poradzić sobie z wychowaniem gromadki. Takie były argumenty przemawiające za tym, żeby chłopcy - tymczasowo - zamieszkali w placówce.
Przeczytaj także: W Bydgoszczy matka uciekła z czwórką dzieci. Bo wiedziała, że je zabiorą
Dzień przed tym, jak dzieci miały trafić do domu dziecka, kobieta uciekła z czworgiem dzieci z działki, na której od lat mieszkali. Najstarszy syn ma 16 lat. Najmłodszy - 3. Urodził się, gdy mieszkali już na działce. O małych uciekinierach i matce-uciekinierce nie było nic wiadomo przez prawie dwa tygodnie.
Rodzina znalazła się na bydgoskim Szwederowie. To tutaj kryjówkę przyszykowała jej kobieta, która przed laty opiekowała się Moniką. Rodzina wróciła na działki.
To było latem.
We wtorek (19 listopada) w sądzie rodzinnym odbyła się pierwsza rozprawa. Delikatna brunetka w krótkich włosach to Monika. Przyszła sama. Próbowała być spokojna, czekając na wejście na salę rozpraw, ale po minie było widać, że się denerwuje. - Dzieciom też udzielają się nerwy, dlatego nie przyszły - mówiła mediom jeszcze przed rozpoczęciem procesu.
Rozprawa odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Sędzia bowiem, z uwagi na dobro dzieci, wyłączyła jawność procesu.
O szczegółach sprawy czytaj w papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej". Zapraszamy również do zakupu e-wydania. Możesz ściągnąć też naszą gazetę na iPada.
Czytaj e-wydanie »
