Sąd rodzinny w Bydgoszczy. Na korytarzach błysk fleszy. Dużo mediów. O sprawie było głośno w sierpniu. I teraz znowu jest. Rozprawa odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Sędzia bowiem, z uwagi na dobro dzieci, wyłączyła jawność procesu.
Samotna matka mieszka z synami na działkach na bydgoskim Miedzyniu. Kobieta ma depresję i problemy finansowe. Rodzina żyje z zasiłków i alimentów. Sąd zdecydował o umieszczeniu rodzeństwa w domu dziecka. Do czasu, aż kobieta uporządkuje swoje sprawy.
Gdy pracownik socjalny zawitał do altanki pani Moniki po jej synów, okazało się, że dzień wcześniej uciekli. Matka nie chciała rozstawać się z chłopcami. Rodzina ukryła się. Kryjówkę zorganizowała kobieta, która przed laty wychowywała Monikę. Policja wpadła na trop po dwóch tygodniach.
Pani Monika wygląda bardziej na dziewczynę niż na kobietę, która urodziła czworo dzieci. Do sądu przyszła bez nich. - Im udziela się ta atmosfera - mówiła kobieta wczoraj, przed wejściem na salę rozpraw.
Próbowała się uśmiechać. Była trochę speszona, ale wyjątkowo spokojna.- Pewnie na lekach - szepnął ktoś na korytarzu.
Przeczytaj także: Tą sprawą żyła cała Polska! Monika, która ukryła czworo synów, w sądzie
Sąd orzeknie o losie dzieci. - Zaraz po odnalezieniu pani Moniki i jej synów, dzieci zostały umieszczone w naszej placówce przy Traugutta. Nazajutrz, po uchyleniu postanowienia sądu o umieszczeniu chłopców w domu dziecka, trafiły pod opiekę swojej mamy - opowiadała po rozprawie Natalia Lejbman, wicedyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych.
Pod opiekę mamy, czyli z nią z powrotem na działkę. Rodzina nie chciała zamieszkać w hostelu, chociaż taką propozycję dostała.
Kurator zawodowy twierdziła wczoraj, że dzieciom dobrze jest u mamy. Chłopcy są bardzo z nią związani.
Samotna matka musi jednak jeszcze trochę naprawić.- Przede wszystkim uporządkować swoje sprawy do końca i zapewnić synom stałe miejsce zamieszkania. Takie, aby dzieci nie odczuwały, że tam, gdzie są, przebywają tylko tymczasowo - powiedział po wyjściu z sądu Krzysztof Jankowski, dyrektor domu dziecka.
Współpraca z ośrodkiem pomocy społecznej układa się średnio. - Pani Monika jest uparta. Chodzi własnymi ścieżkami. Chcemy jej pomóc, a ona odbiera to jako atak na nią - opowiada jedna z pracownic opieki, chcąca zachować anonimowość.
Pani Monika, z pomocą sąsiadów z działek, remontuje altanę. Teraz robią przedpokój. Bydgoszczanka ma nadzieję, że cały czas tu będzie mieszkać z chłopcami.
Czytaj e-wydanie »