- Do dwóch osób w Tucholi trafiły "Stalowe Anioły“, nagroda za pomoc innym. Jeden z nich do pani.
- To było ogromne zaskoczenie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Osobiście odebrałam, ale nagroda należy się całemu zespołowi, który pracuje dla innych i wspiera drugiego człowieka. Sama nic bym zrobiła. Potrzebna jest praca zespołowa.
- Co dla pani znaczy ta nagroda?
- Takie nagrody oczywiście są bardzo miłe i uskrzydlają. Poza tym utwierdzają w przekonaniu, że to, co robimy, jest słuszne. Nasza praca jest trudna i wymaga wielu poświęceń, ale też cieszy, gdy pomagamy.
- Na co dzień pracujecie przede wszystkim z niepełnosprawnymi i tymi, którzy potrzebują wsparcia finansowego.
- Tak, nasza praca to przede wszystkim kompleksowa pomoc. Ludzie, którzy do nas przychodzą, często potrzebują dobrego słowa, wsparcia. Nie zawsze chodzi o pieniądze. My jesteśmy taką instytucją, w której indywidualnie pochylamy się nad każdym. Często przepisy nic nie znaczą, trzeba widzieć przede wszystkim człowieka i jego problem.
- Czy ta nagroda jest za jakiś konkretny projekt?
- To jest za ogólne działania i pomoc innym, ale przy odbiorze podkreślano to, że wspieramy powstanie Zakładu Aktywizacji Zawodowej. Piszemy różne projekty, kosztuje to dużo wysiłku i trzeba niejednokrotnie wykazać się pomysłowością, aby ująć to w całość. Potrzebna jest współpraca wielu jednostek w gminie.
- Co panią denerwuje?
- Bezradność, że jest za mało pieniędzy i trzeba wybierać, co jest bardziej potrzebne. Bo ja widzę człowieka i jego potrzeby, a nie pieniądze.
- Trzeba lubić tę pracę?
- Tak i trzeba mieć powołanie. Ja żyję tą pracą i staram się wciągać moją rodzinę. Łączę przyjemne z pożytecznym. Córka uczy się też pomagać innym.
- Coraz więcej jest ludzi potrzebujących pomocy?
- Tak, ale często też potrzebują różnej pomocy, nie tylko finansowej. Powstał u nas program, gdzie będzie pomoc psychologa, prawnika i pedagoga. Często mała podpowiedź, ukierunkowanie, w którą stronę iść, rozmowa - pomagają.