Dwa tygodnie temu na Facebooku zaapelowała o pomoc dla kota, którego w śniegu znalazła pani Agata. "Rany na ciele, brudne futro oblepione śniegiem i krwią... Po prostu koszmarny widok" - pisała w dramatycznym liście.
"W zasadzie w was nadzieja. Wiemy, że to nie fair. Ale życie nie jest fair. To brzmi jak: albo pomożecie, albo kot zostanie uśpiony..." - czytali internauci. Pomóc mogła tylko szybka operacja. Koszt - 3 tysiące złotych. Ludzie pomogli w rekordowym tempie. Na konto inowrocławskiej fundacji w jeden wieczór wpłynęło ponad 6 tysięcy złotych. Przelewów dokonywano z różnych krańców Polski.
Czytaj: Nieludzko traktował psy. Bez wody w garażu bez okien i oświetlenia
Potem dopytywali. Byli ciekawi, jak ma się kot, któremu chcieli pomóc. I wtedy pani Agnieszka popełniła błąd. Zamieściła przypadkowe zdjęcie poturbowanego zwierzaka ściągnięte z innego portalu. Ktoś go rozpoznał. Zakwestionował uczciwość fundacji. I się zaczęło.
Pani Agnieszka początkowo próbowała wszystko zrzucić na Agatę, która sprawę rzekomo jej zgłosiła. W końcu przyznała się do oszustwa. "Kłamstwo ma krótkie nogi. Nie ma pani Agaty, nie ma kota. Przepraszam, że was oszukałam. Wszystko to było wymyślone, bo już brakowało mi pomysłów na gromadzenie środków na utrzymanie fundacyjnych podopiecznych" - tłumaczyła.
Darczyńcy są w szoku. Rozpisują się na Facebooku. Wszyscy mają żal. Są zaskoczeni i zrozpaczeni.
Więcej o sprawie przeczytasz w [e-wydaniu - KLIKNIJ](http://kiosk.m2a.pl/publications/preview_info/gazetapomorska/2014-02-03/70)
Czytaj e-wydanie »