W miniony piątek (4 kwietnia) ponownie przesłuchano przyjaciółkę Jana C. oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym zginął nastoletni Jaś.
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło 7 września 2013 roku przy ul. Wczasowej w Brodnicy. Kierowca osobowego auta potrącił jadącego rowerem nastolatka. Mężczyznę oskarżono o spowodowanie wypadku w stanie nietrzeźwości i nie udzielenie pomocy chłopcu.
Przeczytaj również: Zginął nastoletni Jaś, bo został potrącony. Jechał poboczem drogi, na której od kilku lat mógłby już być zbudowany chodnik
Mówi, że pił, ale po wypadku
Sąd postanowił ponownie przesłuchać kobietę ponieważ na ostatniej rozprawie oskarżony odniósł się do jej wcześniejszych zeznań. Wspomniał wówczas, że kobieta poczęstowała go ginem, a następnie dała pieniądze na zakup wódki. Mężczyzna miał wtedy wsiąść do auta (już po spożyciu alkoholu) i wrócić z kolejnym trunkiem. Oskarżony twierdził, że po przyjeździe do przyjaciółki, już po zdarzeniu, był w takim szoku, że mógł wyglądać jakby pił, ale tak nie było.
Przesłuchana ponownie kobieta zapewniła, że feralnego 7 września w jej domu nie było alkoholu. Pamięta, że kiedyś oskarżony mógł pić w jej domu gin, ale nie było to wówczas.
Kobieta wspomniała sądowi (nie po raz pierwszy), że boi się o siebie. Jej zdaniem zarówno syn jak i córka oskarżonego ubliżali jej przed minioną i piątkową rozprawą. - Przed wejściem na rozprawę córka oskarżonego powiedziała, że zostałam przekupiona na stronę pokrzywdzonego - wspominała kobieta. Powiedziała również, że proszono ją, by zmieniła zeznania. By powiedziała, że od oskarżonego nie było czuć alkoholu, a perfumy.
Głos zabrał również Przemysław Sopel, biegły (lekarz medycyny sądowej), który wydał opinię na temat zawartości alkoholu w organizmie oskarżonego w chwili wypadku. - Obliczenia, w porównaniu z próbkami krwi pobranymi od oskarżonego jednoznacznie wskazują, że w chwili zdarzenia był on w stanie nietrzeźwości - zapewnił biegły.
Oskarżyciele i obrońca mieli głos
Po przesłuchaniach przyszedł czas na mowy końcowe. Oskarżyciele wnieśli o łączną karę 12 lat więzienia. Za spowodowanie śmiertelnego wypadku w stanie nietrzeźwości, nieudzielenie pomocy, ucieczkę z miejsca wypadku (11 lat) oraz kierowanie w stanie nietrzeźwości (rok).
Przypomnijmy, że w pierwszym przypadku kodeks karny przewiduje maksymalny wymiar kary - 14 lat.
Oskarżyciele wnieśli również o dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Ponadto o zadośćuczynienie dla rodziców Jasia w wysokości 5 tys. złotych, 300 złotych na fundusz osób pokrzywdzonych w czasie wypadków oraz obarczenie oskarżonego kosztami postępowania.
Oskarżyciele przypomnieli, że Jan C. skupił się na zatarciu śladów wypadku zamiast na udzieleniu pomocy chłopcu. Przez cały proces starał się wybielić i ani razu nie okazał skruchy, nie przyznał się do tego, że spowodował śmierć chłopca.
Z kolei obrońca wskazywał na inne aspekty sprawy. Pierwszy to oślepienie oskarżonego przez samochód jadący z przeciwnej strony, co mogło wpłynąć na tor jego jazdy. Wskazywał również na to, że nie do końca opisano miejsce zdarzenia określając, że rowerzysta jechał bliżej środka jezdni. Powiedział, że gdyby jechał bliżej prawej strony - do zdarzenia mogłoby nie dojść. Prosił sąd o zwrócenie uwagi na to, że oskarżony nie jest z natury złym człowiekiem, a podczas zdarzenia mógł nie działać świadomie (stres mógł spowodować, że się "wyłączył").
Na zakończenie głos zabrał oskarżony. Powiedział, że jest mu bardzo przykro, że dzień przed 1 listopada 2013 roku przyśnił mu się Jaś i od tego czasu modli się za niego**. Stwierdził, że zeznania jego przyjaciółki były nieprawdziwe i poprosił o najniższy wymiar kary.
Czytaj e-wydanie »**