
Kto jeszcze pamięta, że przy ul. Czerwonej Armii (tak w PRL nazywała się ulica marszałka Focha), w miejscu, gdzie dziś stoi gmach Opery Nova albo był lunapark, albo rozbijał się cyrk.
(fot. Fot. Jerzy Riegel)
.
Każdy obywatel miał obowiązek stawić się na zbiórce (szkoły, zakłady pracy, uczelnie) i wziąć udział w pierwszomajowym pochodzie. Z uśmiechem na ustach i ze szturmówkami w rękach naród musiał manifestować poparcie dla partii. Po południu była rozrywka.
Na Nakielskiej, tuż za wiaduktem, każdego 1 maja bawił się lud pracujący. Dla ducha była muzyka, dla ciała kiełbasa zwyczajna, bułki i oranżada sprzedawane wprost z ciężarówek. Dorośli koczowali na kocykach, dzieciarnia oblegała kramy z kolorową, plastikową tandetą. Handlarze mieli żniwa. Korki, piłeczki na cieniutkiej gumce, balony szły jak woda.
Na dechach, które "robiły" na restauracyjny parkiet przeważnie tańczyli żołnierze, których tego dnia masowo wypuszczano z koszar na przepustkę.
Aż przyszedł sierpień roku 1980, a następnie karnawał "Solidarności". Okazało się, że naród - już bez przymusu - tysiącami chadza na wszelkiej maści manifestacje. Ale po 13 grudnia 1981 r. udział w kontrdemonstracjach nie był przez władzę tolerowany. Wielu Polakom, za odwagę, przyszło drogo zapłacić.