Nieszczęścia chodzą parami. To przysłowie sprawdza się u pani Ewy. Nawet nie chce podać prawdziwego imienia, bo wstyd jej przyznać się do biedy.
Jedno nieszczęście dopadło ją wiosną tego roku. To był udar. Dopiero w szpitalu dowiedziała się, że z tętniakiem w głowie żyła pewnie kilka lat.
Cztery miesiące temu wróciła ze szpitala do domu. Ale do pracy nie wróciła.
- Chciałabym, bo przez 10 ostatnich lat pracowałam jako stróż - przyznaje pani Ewa.
Często nawet pełnego urlopu nie wykorzystywała, żeby więcej zarobić. Teraz lekarz nie pozwala jej pracować. To właśnie drugie nieszczęście.
- Przynajmniej do końca rehabilitacji, ale prawdopodobnie już nigdy nie będę mogła wrócić do pracy - zaznacza kobieta. - Nawet do tej mojej dyżurki.
Kobieta sama wychowuje 17-letniego syna, bo z mężem się rozwiodła. Chłopak uczy się w technikum. Dobrze mu idzie. Początek września, gdy musiała synowi kupić podręczniki, był jednak niedobry.
Czytaj: Nawet po 100 osób zjawia się u pracowników socjalnych. Dziennie!
Renta na dwóch
- Utrzymujemy się tylko z mojej renty rehabilitacyjnej - wyjaśnia bydgoszczanka. - To miesięcznie 880 złotych.
Na syna powinna dostać alimenty. Najpierw sąd zasądził 700 złotych. Wtedy były małżonek miał firmę za granicą. Powodziło mu się.
- Gdy poznał inną kobietę, przepisał firmę na nią - dodaje pani Ewa. - Nadal dobrze mu idzie, ale oficjalnie dochody nie idą już na jego konto, tylko na jego partnerki. Były mąż teoretycznie nie ma w ogóle dochodów. A to, że jeździ trzema luksusowymi samochodami, nie interesuje ani skarbówki, ani sądu.
Była żona nie dostaje regularnych alimentów na dziecko. - Czasem komornik ściągnie z byłego męża 300 złotych, czasem 160, a czasem nic - kontynuuje samotna matka.
Tych przypadków, że nic jest coraz więcej. A ona musi teraz z synem wynajmować mieszkanie. - Zapłacę za wynajem 456 złotych i już nie mam ponad połowy pieniędzy - wylicza.
Kobieta widziała pracowników socjalnych do tej pory jedynie w telewizji. Teraz spotkała ich "na żywo". - Odważyłam się i poszłam do ratusza zapytać o alimenty na syna wypłacane przez urząd miasta - opowiada. - Usłyszałam, że nie należy nam się.
Nie wszystko stracone
Poszła jeszcze do opieki społecznej, pierwszy raz w życiu. Krótko przedstawiła sytuację. - Po kilku minutach pani powiedziała mi, że raczej też nic nie dostanę - mówi dalej pani Ewa.
"Raczej" to nie oznacza "na pewno". - I właśnie dlatego nasz pracownik dokładnie sprawdzi sytuację tej kobiety - zapowiada Ewa Taper, wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Zaczniemy od przeprowadzenia wywiadu środowiskowego.
Czytaj e-wydanie »