Start: Dworzec Wschodni. Meta: aula UMK. Nasz redakcyjny wyścig zaczął się w piątek, punktualnie o godz. 15, gdy w mieście są największe korki. Każdy z nas korzystał z innego środka lokomocji. Z jakim efektem?
Magda Orłowska - motocykl
- Przed rozpoczęciem wyścigu sprawdziłam najkrótszą trasę i po namyśle zdecydowałam się jechać troszkę naokoło: wybrałam ul. Żwirki i Wigury - mówi motocyklistka. - Mimo to i tak zaliczyłam wszystkie przeszkody, jakie można było. Po drodze miałam korki, wszystkie światła były czerwone, a przy skręcie nieopodal Brico Depot musiałam przepuścić wszystkie samochody. Ale korzystałam z możliwości, jakie dają mi przepisy: mogłam wyprzedzać stojące w korku samochody.
Czas przejazdu: 10 minut i pierwsze miejsce na mecie!
Zobacz także: Jazda po Toruniu w godzinach szczytu. Czym najszybciej? Sprawdziliśmy [wideo]
Lech Kamiński - samochód
- Na ul. Kościuszki od razu wpakowałem się w korki. Nie udało mi się załapać na pierwszy cykl zielonego światła, musiałem czekać na kolejne. Tam właśnie Magda Janowska na rowerze zniknęła mi z oczu. Dojechałem do średnicówki, a tam - kolejne czekanie na światłach. Chciałem dojechać trasą średnicową aż do Grunwaldzkiej, ale zagapiłem się i skręciłem zbyt szybko, w ul. Legionów. Potem poszło już lepiej: na ul. Podgórnej wyprzedziłem Magdę Janowską. Komfort jazdy miałem niezły: w samochodzie było spokojnie, mogłem słuchać radia.
Czas przejazdu: 15 minut, na mecie drugi.
Magda Janowska - rower
- Ścieżkę rowerową wzdłuż wiaduktu i ulicy Kościuszki pokonałam w dobre pięć minut i właściwie bez większych przeszkód. Na skrzyżowaniu z Grudziądzką pierwsze czerwone światło i od razu ponad minuta straty. Przeciskając się Lelewela, Legionów i Podgórną - tym razem po ulicy, bo ścieżek brak - myślałam tylko: "Byle do Bema". Na wysokości nowej hali widowiskowo-sportowej zatrzymało mnie czerwone światło. W pozostałych przypadkach sygnalizacja mi sprzyjała. Moją trasę pokonałam w 18 minut, ze średnią prędkością 17,7 kilometra na godzinę. Na mecie zameldowałam się jako trzecia. Po drodze straciłam 187 kalorii, a zyskałam całkiem sporą dawkę endorfin.
Alicja Wesołowska - tramwaj
- Miałam szczęście: tramwaj był niemal pusty i podjechał od razu. Pierwsze światła przy ul. Batorego - i od razu minuta czekania. Na przystanku w pobliżu ul. Świętopełka wsiadła grupka młodzieży, która podwórkową łaciną (i bardzo głośno) urozmaicała mi podróż. Na kolejnych przystankach pasażerów wsiadało coraz więcej. Zrobił się tłok, ale za to kolejne światła były zielone.
Czas: 22 minuty, komfort jazdy: zerowy. Czwarte miejsce na mecie.
Wojciech Giedrys - autobus
- Autobus 34 uciekł mi sprzed nosa. Spod Dworca Wschodniego pobiegłem na "piętnastkę". Z daleka widziałem, jak prawie jeden po drugim tramwaje skręcają ze Skłodowskiej-Curie na wiadukt. Wiedziałem, że jest źle. Do "piętnastki" wsiadłem dopiero o godz. 15.12. Stanąłem przy drzwiach. Tłok i duchota, a na dodatek... grupka śmiejących się do rozpuku gimnazjalistów. Aż do pl. Chrapka szło gładko. Potem z daleka przy Kaszowniku zobaczyłem kolejkę aut. Gaz, hamulec, gaz, hamulec. I tak przez kilka minut. Do centrum autobus dojechał ok. 15.20. Dalej już nie było większych przestojów. Autobus sprawnie dojechał do skrzyżowania Fałata i Sienkiewicza, ale dopiero na drugim cyklu zielonego pojazd skręcił. Dotarł na przystanek o godz. 15.28. Na schodach przed aulą byli już wszyscy.