- Byłem strażakiem. Przez całe zawodowe życie wpajano mi, że mam ratować ludzi, a nie ich zabijać - podczas jednej z ostatnich rozpraw tłumaczył Sławomir S.
Jest oskarżony o zabójstwo, którego dokonano w nocy z 14 na 15 sierpnia 2013 roku w mieszkaniu przy ul. Kaszubskiej w Bydgoszczy. Ofiara to Jacek W., mężczyzna, z którym S. mieszkał w lokalu udostępnionym przez znajomą obu, Ewę R.
- Piliśmy do późna - relacjonował S. jeszcze na pierwszej rozprawie w procesie, która odbyła się w kwietniu tego roku. - W pewnym momencie W. powiedział o mojej matce, która pracowała w zakładzie karnym, że była k... Pamiętam, że W. chwycił nóż, który leżał na stole - mówi. - Wściekłem się, bo moja matka zmarła w ubiegłym roku. Wciąż przeżywałem jej śmierć. Ze skrzynki po owocach, w której były narzędzia, wyjąłem klucz francuski... Obudziłem się następnego dnia. Jacek był martwy.
Przez następnych kilka dni S. próbował pozbyć się ciała, ale - jak zaznacza - te próby kończyły się tym, że zasypiał pijany. Ze skupu złomu przy ul. Pomorskiej wypożyczył nawet specjalny wózek. Okazało się jednak, że nie mieścił się w drzwiach klatki schodowej. Postanowił ostatni raz się upić i popełnić samobójstwo. Od tej myśli odwiedli go bliscy.
Biegli, którzy badali zwłoki W., stwierdzili, że zmarł od ciosów nożem i tych zadanych kluczem francuskim. S. grozi 25 lat więzienia.
Do mieszkania Ewy R. Sławomir S. trafił, gdy stracił pracę i rozstał się z żoną. Przedtem S. pracował w straży pożarnej i w Zachemie. Gdy stracił pracę, zaczął zbierać puszki. Jacek W. - również znajomy Ewy - zamieszkał w tym samym lokalu w lipcu ubiegłego roku. - Podzieliliśmy się obowiązkami. Raz on napełniał butlę z gazem do kuchenki, raz ja. Podobnie z płynem do naczyń, papierem toaletowym i z alkoholem.
Zobacz także: Zbrodnia i "bestie". Brat oskarżonego: - Do gwałtu się nie przyznawaj!
Feralnego dnia, kilka godzin przed śmiercią Jacka W. wrócił z pracy, z zakładu blacharskiego w Łochowie. Po drodze kupił spirytus. - Od 20 lat piję - wyznał S. Dodał jednak, że nie zawsze tak było. Ma licencjat ze studiów w dziedzinie obronności.
Na wczorajszej rozprawie zeznawali biegli, którzy stwierdzili, że ślady krwi, jakie zabezpieczono między innymi na nożu znalezionym w miejscu zabójstwa, nie należą do S. DNA pasuje jednak do profilu genetycznego Jacka W.
- Ślady krwi nie wskazują, by powstały w wyniku ciosu zadanego nożem ofierze - mówił biegły. - W takim przypadku spodziewalibyśmy się raczej śladów rozmazanych.
Biegły dodał jednak, że nie można z całą pewnością wnioskować, iż nóż nie był użyty do zabójstwa.
Sędzia Sławomir Ciężki poinformował natomiast, że rozważa zmianę kwalifikacji czynu, jakiego dopuścił się oskarżony. Z zabójstwa (art. 148.1 kodeksu karnego) na zabójstwo dokonane w wyniku "silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami (148, paragraf 4). Sędzia powoływał się przy tym na opinię psychologa, który wcześniej opiniował w tej sprawie.
- Mój klient twierdzi, że nie jest pewien, czy sam zaatakował Jacka W. - po rozprawie mówiła obrońca oskarżonego, mecenas Dorota Paczkowska. - Przedtem już wyjaśniał, że jako były strażak, nie wyobraża sobie, by mógł komuś odebrać życie.
Oskarżony twierdzi, że Jacek W. obraził jego matkę. Sławomir S. - według opinii świadków - był bardzo zżyty z matką, nawet osobom obcym mówił o niej, jako o aniele. Na ten fakt zwraca uwagę również obrońca S.
Kolejna rozprawa w tym procesie odbędzie się w połowie listopada. Jeżeli S. zostanie uznany za sprawcę czynu z artykuł 148, paragrafu 4 kodeksu karnego, to grozi mu kara od roku do 10 la pozbawienia wolności.
Czytaj e-wydanie »