Dzisiaj w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy odbyła się kolejna rozprawa w procesie o brutalne zabójstwo, do którego doszło w nocy z 12 na 13 listopada ubiegłego roku.
Przeczytaj: Tak ohydnej zbrodni Nakło nie pamięta. Bili i gwałcili
Brat odmawia wyjaśnień
- Nie będę zeznawał - powiedział Łukasz D. Świadka przyprowadzili na salę rozpraw policjanci. Miał skute ręce i nogi. - Nic nie będę mówił - rzucił w stronę sędzi Anny Warakomskiej.
D. skorzystał z prawa odmowy składania zeznań w sądzie. Jest bratem oskarżonego 19-letniego Jakuba D. Na rozprawę został doprowadzony prosto z Zakładu karnego w Potulicach, gdzie odbywa wyrok za inne przestępstwo.
Łukasz D., gdy policjanci chwilę później wyprowadzali go z sali rozpraw, krzyknął do brata siedzącego na ławie oskarżonych: - Tylko cicho, nie?!
Sędzia zwróciła mu uwagę. Zrobiła to zresztą jeszcze kilka razy. Wcześniej, zanim Łukasz oświadczył, że nie będzie zeznawał, bracia próbowali uciąć sobie w sądzie pogawędkę. Jakub D. i drugi z oskarżonych, 23-letni Dawid R. byli już zresztą upominani przez sędzię na pierwszych rozprawach w procesie, które odbyły się na początku października.
Okrutna zbrodnia
Do zabójstwa doszło w mieszkaniu na piętrze kamienicy przy ulicy Jackowskiego w Nakle. To mieszkanie należące do matki Jakuba D. Zbrodni dokonano podczas jej nieobecności, była w tym czasie w Wielkiej Brytanii, gdzie pracował jej mąż.
Rankiem 13 listopada kobieta wróciła do domu i zastała bałagan w mieszkaniu. Na podłodze walały się rzeczy, niektóre były zakrwawione. Wioletta D. chciała część tych rzeczy wrzucić do skrzyni tapczanu w dużym pokoju. Gdy otworzyła łóżko, zobaczyła w środku ciało 16-letniego Kamila G.
Biegli medycyny sądowej doliczyli się na ciele chłopaka kilkudziesięciu różnych ran - tłuczonych, ciętych. Stwierdzili, że bezpośrednią przyczyna śmierci było uduszenie.
Do zbrodni doszło podczas alkoholowej libacji, którą w domu urządził Jakub D., wraz z kolegami: Dawidem R. i Jakubem R. Śledczy ustalili, że ich młodszy kolega, Kamil G. przebywał w mieszkaniu przy Jackowskiego wtedy już od dwóch dni.
Jak twierdzą śledczy nakielskiej prokuratury, oprawcy bili i kopali Kamila. Ranili go nożem. Gdy złamało się ostrze, oprawcy sięgnęli po drugi nóż. Później po kuchenny "tłuczko-tasak" (określenie z aktu oskarżenia, red.). Nie mieli dość, Dawid R. miał zgwałcić chłopaka, a gdy - w opinii śledczych - Jakub D. nie był w stanie tego powtórzyć, oskarżeni sięgnęli po trzonek, który odpadł od tasaka. Kilka razy zamykali i wyjmowali Kamila ze skrzyni tapczanu. Dusili go paskiem od spodni R. Zacisnęli pętlę na szyi i ciągnęli w obie strony, aż pękła kość gnykowa. Kaźń trwała cztery godziny. Kamil zmarł uduszony. Nad ranem 13 listopada wyszli z mieszkania.
Oskarżeni byli świadomi
Oskarżeni ukrywali się przez kilka następnych dni w Pile, w Szczecinie, Poznaniu. W końcu sami zgłosili się na policję w Krzyżu Wielkopolskim.
Dzisiaj zeznawali biegli psychiatrzy. Stwierdzili, że D. i R. byli świadomi swoich poczynań. U obu stwierdzono jednak typ "osobowości nieprawidłowej". Sami oskarżeni zresztą przyznają się do zabójstwa, ale gwałtu się wypierają. Grozi im nawet dożywocie.
Czytaj e-wydanie »