- To straszne, że te zwierzęta tyle wycierpiały - mówi Katarzyna Walter, która opiekowała się torbaczami.
Było pełno krwi
Dwa martwe torbacze, samca-albinosa i szarą samicę, znaleziono kilka dni temu niedaleko ich zagrody. Jak zginęły? Wygląda na to, że tragicznie. - Ktoś uszkodził ogrodzenie i w nocy wpuścił psy do zagrody, w której przebywały kangury. Chcąc uciec wydostały się na zewnątrz, ale nie przeżyły związanego z tym stresu. To bardzo wrażliwe zwierzęta - przekonuje burmistrz. I dodaje, że ślad po psach, które wystraszyły kangury, zaginął.
W trakcie ucieczki - jest pewna pani Walter - torbacze z dużym impetem uderzały w metalowe ogrodzenie obejścia. - Było mnóstwo krwi - dodaje.
Torbaczem w burmistrza
Czy ktoś rzeczywiście wpuścił psy? Dlaczego to zrobił? - Mundurowi z Radzynia Chełmińskiego obejrzeli nagranie z monitoringu i próbują ustalić właściciela psów - informuje Karolina Gumowska, p.o. rzecznika policji w Grudziądzu.
Nie tylko mundurowi szukają winnych. - Wszystko przez nonszalancję burmistrza! Sprowadził zwierzęta, ale nie przygotował dla nich bezpiecznej zagrody. Zawiadomię o tym animalsów! - twierdzi mieszkanka Radzynia, która w piątek zadzwoniła do redakcji "Pomorskiej". Przedstawić się jednak nie chciała.
Krzysztof Chodubski odpowiada: - Kangury miały idealne warunki! Mieszkały za podwójnym płotem. To wina złych i głupich ludzi, że nie przeżyły!
Katarzyna Walter dodaje: - Obejście było dobrze przygotowane.
Zobacz też: Nowe zwierzęta w parku w Radzyniu Chełmińskim [wideo]
Uciekła przed śmiercią
Kilka dni przed tym, jak zginęły dwa kangury, z zagrody uciekła inna "mieszkanka" tego obejścia - ciężarna samica. Jak pokonała podwójny płot? Zdaniem burmistrza ktoś specjalnie w tym celu uszkodził siatkę. Kangurzyca błąkała się po mieście i okolicy, aż w końcu została złapana. Zdecydowano, że do parku, z którego uciekła, nie wróci. - Później się okazało, że gdyby tam wróciła, to już pewnie by nie żyła - podejrzewa Katarzyna Walter.
Zwierzęta i polityka
Burmistrz Chodubski łączy ze sobą ucieczkę ciężarnej samicy i wpuszczenie psów do jej kompanów. - Mała grupa mieszkańców na siłę chce udowodnić, że sprowadzenie tych zwierząt było złym pomysłem. To kangurowa wojna polityczna - twierdzi Chodubski.
Temat zaczął żyć krótko przed wyborami. Kiedy padł pierwszy z torbaczy, wśród mieszkańców pojawiły się głosy, że winę ponosi za to burmistrz. Takie też było "przesłanie" anonimowego listu, który trafił wówczas do "Pomorskiej". Burmistrz: - Najprawdopodobniej ten kangur oberwał kamieniem.
O tym, że torbacze zadomowiły się w Radzyniu, pisaliśmy w październiku. Mieszkańcy, z którymi wtedy rozmawialiśmy, byli zachwyceni zwierzakami. Niestety, przygoda z kangurami zakończyła się fatalnie. Kolejnych torbaczy tu już nie będzie.
Czytaj e-wydanie »