Aleksander Doba w Tucholi
Aleksander Doba ma 68 lat, jest emerytowanym inżynierem z Polic. Przepłynął samotnie najszerszy odcinek Atlantyku pomiędzy wybrzeżami Europy i Ameryki Północnej. To była jego druga wyprawa. W ciągu 167 dni pokonał ponad 12 tys. kilometrów. Przepłynął też Atlantyk w najwęższym miejscu.
O tych wyprawach opowiadał tucholanom, a wzbogacił je prezentacją multimedialną. Słuchający mieli szanse zadawać pytania i kupić jego książkę.
- Obiecałem pani Agnieszce, że przyjadę na Dni Borów Tucholskich i przyjechałem - żartował Doba. - Tak samo mojej żonie zawsze obiecuję przed wyprawą, że wrócę. I wracam.
Czytaj: Oficjalnie otwarto Dni Borów Tucholskich i to jak! Gorąco...[zdjęcia]
Jak mówi podróżnik, najważniejsze w życiu są marzenia. - Kto z nas nie lubi marzyć? Każdy lubi, ale trzeba potem mieć plany i jeszcze realizować je - podkreśla. - Nie rezygnujcie z marzeń, nawet tych najbardziej szalonych.
Gość snuł wspaniałe opowieści i sprzedawał smaczki związane z jego samotnymi wyprawami.
Jedno z pytań do Aleksandra Doby brzmiało, co skłoniło go do tego, żeby wpaść na taki szalony pomysł? - To nie jest szalony pomysł. Badany byłem kilkakrotnie, mam wszystkie klepki pod sufitem na miejscu. Po prostu zrealizowałem marzenia - odpowiedział z uśmiechem na twarzy. - Rodzice zaszczepili mi chęć poznawania świata. Od zawsze lubiłem podróże i sporty. Pływałem na kajakach, ale też interesowałem się wyprawami rowerowymi i szybownictwem.
Jak opowiada, pierwsza wyprawa na Atlantyk nie powiodła się, była źle przygotowana. Jego inżynierska dusza nie dawała mu spokoju i wpadł na pomysł skonstruowania kajaku. Wymyślił, jaki ma być. Przede wszystkim niezatapialny i żeby wracał do właściwej pozycji, czyli nie mógł pływać do góry dnem. I zaczął realizować swój plan. Powstał siedmiometrowy kajak, o szerokości metra i wadze 120 kg, a z wyposażeniem ważył 600 kg. Nazwał go "Olo". Tam zmieścił wszystko, co potrzebne do życia w ciągu prawie pół roku.
- Pięć osób przepłynęło Atlantyk, w tym dwa razy ja - opowiadał. - Moja żona był najlepiej poinformowaną kobietą na świecie, gdzie jestem, bo co dwadzieścia minut dostawała sygnał satelitarny o moim położeniu. Moje chłopięce podejście do życia uratowało mi życie. Lubicie siedzieć sobie, majtać nogami i rozmyślać? Tak też zrobiłem, gdy chciałem się wykąpać. Zanim się zanurzyłem, usiadłem i pluskałem sobie nogami i byłem przeszczęśliwy i nagle zobaczyłem zbliżające się do mnie ciemne cienie w wodzie - rekiny. Gdybym się zanurzył od razu, byłoby po mnie. Potem okładałem je wiosłami po głowach, jak stukały mi w kajak.
Na koniec padło pytanie, jak żona odebrała to, że wyrusza na samotną wyprawę?
- Burze tropikalne, które przeżyłem na Atlantyku, to pikuś w porównaniu z tym, co miałem w domu, ale przekonałem ją.