Świątynia w Świeciu nad Osą (powiat grudziądzki) jest piękna i duża. Zbudowana na wzgórzu. Obok plebania. Wokół zieleń i parking. To właśnie w tym malowniczym i spokojnym miejscu doszło do zdarzenia, do którego dojść nie powinno.
- Przyjechaliśmy przed mszą, żeby podpisać dokumenty. Księdza nie było - opowiada Monika Arendt. - Kościelny cztery razy po niego chodził! A on nawet drzwi mu nie otwierał!
Znajomi i rodzina siedzieli w nerwach. - Nie wiedzieliśmy co robić! W domu wszystko naszykowane, a mała nie ochrzczona - mówi pani Monika.
Kapłan w zastępstwie udzielił sakramentów
W tym czasie przyjechała do ślubu para młoda. A razem z nimi zaproszeni goście. - Księdza nie było, kościół nie ustrojony - mówi pan młody. - Weselnicy też dobijali się do proboszcza. Nie otwierał. Nie pokazał się nikomu - twierdzi Monika Arendt. - W końcu świadek panny młodej wsiadł w samochód i pojechał po księdza z pobliskiego Jabłonowa Pomorskiego.
Dopiero ten kapłan najpierw udzielił ślubu, a następnie ochrzcił małą Lenkę. - Z kościoła wychodziłam z małym dzieckiem o 19.30! - denerwuje się Monika Arendt.
Młoda mama, jednocześnie zaznacza, że nie przypomina sobie, żeby wcześniej dochodziło do takich incydentów. - Mimo wszystko proboszcz powinien stanąć przed nami, przeprosić i wyjaśnić całą sytuację - uważa kobieta. - To jest jego obowiązek. On przecież pełni służbę!
Przeczytaj również: Parafianka z Bydgoszczy za głośno śpiewała w kościele, ksiądz poszedł na.... policję!
Był podporą w trudnych chwilach
Mieszkańcy wsi o zachowaniu księdza Dariusza niechętnie się wypowiadają. - Dajcie spokój - mówią reporterom "Gazety Pomorskiej". - To dobry chłop. Dużo zrobił dla naszej parafii. Nowy parking, dach, piękne wnętrze kościoła... - wyliczają mieszkańcy Świecia nad Osą.
I przypuszczają: - Pewnie komuś był niewygodny i stąd całe zamieszanie...
- Widzieliście księdza kiedyś pijanego? - pytamy dwóch gospodarzy z sąsiadującego z kościołem domu.
Mężczyźni bez chwili zawahania odpowiadają: - Nie, nigdy!
Także mijane po drodze seniorki ze Świecia nad Osą o duchownym wypowiadają się w samych superlatywach: - Zawsze był dla nas podporą. Pijany? Nie wierzymy w to.
Młodsi mieszkańcy mają jednak nieco inne spostrzeżenia: - Pił, ale "po cichu". Po prostu każdy to widział, ale nikt o tym nie mówił - krótko ucinają.
Po feralnym zdarzeniu proboszcz opuścił Świecie nad Osą. Obecnie przebywa w Radzyniu Chełmińskim, gdzie znajduje się nadrzędna nad jego dotychczasową, parafia.
Czeka na decyzję biskupa
Dziekan, ks. kanonik Stefan Schwebe z Radzynia Chełmińskiego w rozmowie z "Pomorską" wyjaśnił, że póki co ks. Dariusz jest zawieszony w obowiązkach proboszcza i nie może odprawiać mszy świętych w Świeciu nad Osą. O problemie alkoholowym młodszego księdza, dziekan wiedział. - Był na leczeniu. Przez piętnaście lat nie pił - wyjaśnia ks. Schwebe. - Po prostu traktujemy tę sytuację jako wypadek w pracy.
Ks. kanonik był na miejscu po całym zajściu. Twierdzi, że nie było widać, by proboszcz był pijany. - Rozmawiał ze mną i nie wierzę, że miał wypite - kwituje duchowny.
Zapytaliśmy zatem dziekana, dlaczego nie wezwał policji, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Odpowiedź nie padła...
- Czekamy na decyzje biskupa - podsumowuje ks. Stefan Schwebe.
Przeprasza i prosi o modlitwę
Dopóki nie zapadną wiążące ustalenia odnośnie dalszych losów ks. Dariusza, zgodnie z zasadami duchownych, nie może on wypowiadać się publicznie.
Zapewnił nas, że żałuje i prosi o modlitwę.
Wczoraj i w czwartek próbowaliśmy skontaktować się z rzecznikiem prasowym Kurii Diecezji Toruńskiej, ks. prałatem dr. Andrzejem Nowickim. Powiadomiono nas, że będzie to możliwe dopiero w poniedziałek.
Czytaj e-wydanie »