Dom dziecka przy ul. Stolarskiej na bydgoskich Kapuściskach, a w nim - 30 wychowanków. Jednymi z najdłużej przebywających tu malców jest Dorotka i Pawełek, rodzeństwo. Ona ma 7 lat, on jest 1,5 roku starszy.
Dzieci trafiły tutaj 3 lata temu. Prosto z rodzinnego domu. Przywiozła je policja. Zabrała zaniedbane maluchy pijanym rodzicom. W mieszkaniu nie było ogrzewania. Jedzenia też prawie nie było. Za to wódki - dużo.
Kilka miesięcy minęło, zanim maluchy doszły do siebie. Chociaż na początku dziwiły się, że lodówka jest pełna, że mogą bawić się nie tylko wtedy, gdy pijani rodzice zasną, że 3- lub 4-latki nie chodzą same do sklepu, tylko z rodzicami.
A'propos rodziców: ojciec dziewczynki i chłopca nie pojawił się w domu dziecka ani razu, a mama była raz, może dwa. Potem kontakt się urwał. Sąd rodzinny zdecydował o odebraniu biologicznym rodzicom praw do dzieci.
Dorota zamiast powiedzieć, co ma na myśli, woli to narysować. Paweł przybrał rolę taty. Pilnuje, żeby mała zjadła obiad, ubrała szalik, a wieczorem poukładała zabawki. Zabawnie jednak wychowankom domu dziecka nie jest, zwłaszcza w święta. - Długo szukaliśmy małżeństwa, które adoptuje te dzieci - mówi Natalia Lejbman, wicedyrektorka Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych. Udało się. W tym tygodniu Dorota i Paweł dowiedzieli się, że jest pani i pan, którzy chcą zostać ich mamą i tatą.
- Ale tak naprawdę? - nie dowierzał Pawełek. Wypytywał: kim, skąd i jacy są. Jego siostra pytań nie zadawała. Zaczęła rysować obrazki, na których są mama, tata, ona i jej brat.
Dzieciaki się cieszą, jak nigdy przedtem. Dwójka małych bydgoszczan opowiada równie małym współlokatorom: - Będziemy chodzić za rękę z mamą i tatą na spacery. Pojedziemy na wycieczkę z nimi. Wspólnie będziemy robić zakupy i gotować obiady.
Przyszła mama jest pielęgniarką. Tata - żołnierzem. W połowie kwietnia rodzeństwo zobaczy się z nimi pierwszy raz na żywo. Dorota i Paweł nie mogą się doczekać. Zrobili specjalne kalendarze. Odznaczają dni, które dzielą ich od spotkania.
Małgorzata Kunicka, psycholog dziecięcy w placówce przy Stolarskiej: - Przygotowujemy rodzeństwo do zmian. Zachwyt dzieci, który trwa od chwili przekazania im informacji o nowych rodzicach, ustąpi. Pojawią się wątpliwości. Przeprowadzimy z Dorotka i Pawełkiem niejedną rozmowę rozwiewającą obawy. Potem malcy zamieszkają z nowymi opiekunami w tzw. tymczasowym mieszkaniu, niedaleko domu dziecka. To w razie, gdyby jednak coś zgrzytało. Jeśli zgrzytać nie będzie - a na to się zapowiada - dzieci pojadą z rodzicami adopcyjnymi do ich "normalnego" domu. Już na zawsze.
- Ta Wielkanoc to ostatnie święta Dorotki i Pawełka w placówce. I dobrze - ocenia Natalia Lejbman.
W każdym domu dziecka w regionie przebywa około 30 dzieci. Każdy wychowanek to osobna, smutna historia. Oby zakończyła się tak, jak tych dwojga z Bydgoszczy.
P.S. Imiona dzieci zostały zmienione.
Czytaj e-wydanie »