https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

50 lat "Komara"

Waldemar Pankowski
Jeździła na nich dosłownie cała lokalna Polska: od chłoporobotników , przez listonoszy, do urzędników.
Jeździła na nich dosłownie cała lokalna Polska: od chłoporobotników , przez listonoszy, do urzędników. Fot.polskajazda.pl
Bydgoszczanie ze zdumieniem oglądali się za dziwnym, perkocącym i kopcącym strasznie z rury wydechowej pojazdem.
50 lat

Motorower "Komar", legenda peerelowskiej motoryzacji, odbywał właśnie swoją dziewiczą wyprawę.

"W Zjednoczonych Zakładach Rowerowych w Bydgoszczy zbudowano prototyp motoroweru o pojemności silnika 50 centymetrów sześciennych. Jak wykazały przeprowadzone ostatnio próby terenowe, motorower nazwany przez konstruktorów "Komarem", posiada szereg cennych zalet nie spotykanych w mopedach zagranicznych" - donosiła z dumą na początku marca 1958 roku lokalna prasa.

Kilka pospawanych rur

50 lat

Owi konstruktorzy to bydgoscy inżynierowie: Bronisław Kędzierski, Andrzej Kentzer i Józef Podlaski. A ich dziełem był motorower Komar 230, pojazd który śmiało można nazwać rękodziełem.

To, co pojawiło się po raz pierwszy na początku marca 1958 roku na ulicach Bydgoszczy (fabryka nie miała ani sali, ani toru prób, więc testowała swoje dzieło po prostu na bydgoskich drogach) składało się z kilku stalowych, pospawanych i pomalowanych na charakterystyczny buraczkowy kolor, zwykłych rur.

Bez amortyzacji po kocich łbach

50 lat

Nieamortyzowane tylne zawieszenie (a trzeba pamiętać, że wówczas większość ulic pokryta była kocimi łbami, jazda po nich bez amortyzacji to musiała być sama przyjemność). Do tego dwusuwowy (perkoczący silnik), rowerowe pedały służące do uruchomienia silnika i ewentualnie wspomożenia go przy wjeżdżaniu na zbyt wysoką górkę. I obłędna prędkość 40 kilometrów na godzinę.

Ale najważniejsze, że "Komar" był nasz. To znaczy wyprodukowany na miejscu. I był dowodem, że socjalistyczna gospodarka "dorównuje, a nawet przewyższa" gospodarkę kapitalistyczną.
Bo wredni kapitaliści już od kilku lat wytwarzali motorowery. Co więcej simsony powstawały nawet w NRD.

W uszach szum, w oczach mgła
Seryjna produkcja "Komarów" ruszyła w 1960 roku. Ostatni "Komar" opuścił bydgoski zakład (który w latach 70. został przemianowany na Romet) ćwierć wieku temu. Co roku, przez 23 lata nieprzerwanej produkcji, bydgoską fabrykę opuszczało ponad 100 tysięcy tych pojazdów.

"Komar" był ukochanym pojazdem polskiej prowincji. Sprzedawano go przede wszystkim w sklepach Gminnych Spółdzielni "Samopomoc Chłopska".

Jeździła na nich dosłownie cała lokalna Polska: od chłoporobotników zmierzających na poranną zmianę, przez listonoszy, do urzędników.
No i przede wszystkim nastolatkowie z miast i wsi. Bo by był "w uszach szum, w oczach mgła, a na liczniku 22", czyli aby ruszyć "Komarem" przed siebie wystarczyło mieć ukończone 13 lat i kartę rowerową, a nie prawo jazdy.

Kondor, czyli Komar na saksach

50 lat

Co więcej "Komary" trafiły też na eksport. Na przykład do Niemiec i Holandii, gdzie nosiły nazwę "Kondor", ale wbrew groźnemu mianu miały montowany dławik w silniku, który uniemożliwiał uzyskanie większej prędkości niż 30 kilometrów na godzinę.

Na "Komarach", ale już oryginalnych, pomykali też: Turcy, Nigeryjczycy, Szwedzi i Irlandczycy. Łącznie za granicę powędrowało 145 tysięcy tych sympatycznych dwusuwów.

Stara miłość nie rdzewieje
"Komary" do dziś mają wielu miłośników. W internecie wystarczy wrzucić do wyszukiwarki hasło "komar" i pojawi się kilkanaście stron utworzonych przez fanów perkoczącego motoroweru. Co więcej "Komary" wciąż znajdują nabywców. Na internetowych aukcjach ceny wahają się od 150 do 500 zł.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

k
komar
Artykuł ten jak i komentarz trąca prostactwem.Nie można mierzyć "walorów" Komara miarą wspólczesnej techniki. Dla przypomnienia, wśród twórców tego , środka transportowego był m.in.Nasz szanowny Jan Rulewski, autor wielu patentów w tym i w innych urządzeniach. Jak wieść gminna niesie, o mały figiel też byłby wśród twórczej ekipy pzpr. A, swoją drogą, w Rowerach pracowała świetna kadra techniczna bez wzgłędu na czerwone ksiażeczki. Co zostało z tego, widzimy. Nawet przysłowiowy kamień na kamieniu. Bowiem w myśl powiedzenia znanego eksperta kolarstwa Czesława Langa, rowerów się nie produkuje, tylko się je składa. No i mamy to co chciał ten pan i jemu podobni. Zamiast pielęgnować to czym mogliśmy się pochwalić, mamy puste pole, miejsce na kolejny market, chlubę ekipy z ratusza. Czas pokazuje, że takich pustych pól w mieście będzie więcej, wyliczę je przy innej okazji. Nie wstydżmy się Komarów i roweów z Rometu. Bydgoszczanin.
G
Gość
Nie ma co, bardzo ciekawy temat jak i sam produkt, szczyt techniki specjalnych grup inżynierów skupionych w jedynej słusznej partii pzpr, do dziś jeszcze to monstrum straszy mimo że już lat 50 stuknęło i tak nagle
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska