https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

A to batonik, a to banknocik

Adrianna Ośmiałowska
W piątek w Urszulewie (gmina Skrwilno) kierowca wręczył 50 złotych policjantowi, by ten nie wypisał mu mandatu. Dawno już do podobnego zdarzenia w powiatach rypińskim i golubskim nie doszło. A jednak łapówki wręczane są praktycznie na co dzień.

Czym jest łapówka? To wręczenie korzyści majątkowej lub niematerialnej. Z definicji wyróżniamy łapówkarstwo czynne (czyli wręczanie) i bierne (czyli przyjmowanie). Kodeks karny mówi, że "kto udziela lub obiecuje udzielić korzyści majątkowej lub osobistej osobie pełniącej funkcję publiczną, podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy o pięciu lat".

Na łapówkarzy są narażeni przede wszystkim policjanci, lekarze, urzędnicy. Pierwsi i ostatni szczególnie, bo ich pobory nie są z reguły zbyt wysokie i propozycja dodatkowego, choć nielegalnego zarobku może być kusząca. A dostać można za wiele rzeczy - jak choćby zaniechanie wypisania mandatu czy przyspieszenie wydania jakiejś decyzji. Funkcjonariusze rypińskiej prewencji wspominają, jak pewien żołnierz przemycający papierosy chciał im dać 3 tys. zł za odstąpienie od czynności służbowych. Z lekarzami bywa różnie, częściej niż pieniądze dostają prezenty od wdzięcznych pacjentów - kwiatki, czekoladki, kawki, jajeczka, koniaczki... No właśnie: czy to upominki czy łapówki?

- Nie odpowiem jednoznacznie, bo granica jest bardzo płynna - mówi rzecznik golubskiej komendy podkom. Krzysztof Lewandowski. - Sądzę, że nawet prawnicy łamią sobie nad tym głowy. Dla mnie osobiście nie ma takiej formy jak dowód wdzięczności. Pracuję, dostaję za to pensję i koniec. Każdy upominek, który się otrzymuje, da się przeliczyć na pieniądze, określić jego wartość. Może mało komu przychodzi do głowy, że wręczenie butelki koniaku o wartości stu złotych, to tak samo jak wręczenie stu złotych.

O zabawnej sytuacji ze swojego życia zawodowego opowiedziała "Pomorskiej" wójt gminy Rogowo Barbara Nowakowska:

- To było w 1989 roku, kiedy jeszcze byłam naczelnikiem. Zjawił się w moim gabinecie pan z czarną walizką. Oczekiwał wydania pozwolenia na sprzedaż alkoholu, mimo limitów, które miała gmina, a które realizowały sklepu GS-u. W pewnym momencie otworzył walizkę pełną spirytusu i zapowiedział, że to dopiero początek. Gdy wyrzuciłam go za drzwi, wychodząc oparł się jeszcze o framugę i stwierdził, że po raz pierwszy spotkał tak głupiego naczelnika...

Wiele osób, które wypchaną kopertą lub reklamówką pełną smakowitości chcą załatwić swój interes, uczciwość nazywa głupotą.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska