https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ach, jak przyjemnie

Janina Paradowska

Trzy miesiące samodzielnych rządów PiS można uznać za pasmo sukcesów tego ugrupowania. Premier Kazimierz Marcinkiewicz przebojem wszedł do pierwszej politycznej ligi i stopniem społecznego zaufania zaczął nawet przewyższać nowego prezydenta (prawda, że w tym czasie taktownie pozostającego na uboczu, by nie stwarzać nawet pozorów prezydenckiej dwuwładzy), parlamentarni koalicjanci ledwie zipią i martwić się muszą o przeżycie, opozycja nie może się pozbierać i nie jest dokuczliwa. W Sejmie PiS ma tylko 155 posłów, a właściwie robi, co chce. Jeżeli nawet rząd ponosi porażki w głosowaniach, to ten fakt praktycznie nie dociera do opinii publicznej. Docierają natomiast sukcesy, jak choćby sukces premiera na szczycie w Brukseli. I nikt nie pamięta już o tym, że jego bardzo ważnym współautorem był premier Marek Belka, który nie lubił się chwalić swymi osiągnięciami, odmawiał wywiadów, a jego otoczenie posłusznie się temu podporządkowywało. To przecież premier Belka był bardzo ważnym rozgrywającym pierwszej budżetowej projekcji zwanej propozycją luksemburską, to on pierwszy zaczął mówić - ustalmy najpierw zasady, a potem będziemy rozmawiać o konkretnych pieniądzach, to on chciał, by europejscy partnerzy wyłożyli karty na stół i powiedzieli czego oczekują, a wtedy nowi członkowie UE może nawet będą skłonni do jakiegoś samoograniczenia. Nikt już o tym prawie nie pamięta. Sukces święci rząd premiera Marcinkiewicza i słusznie, bo osiągnięć poprzednika nie zmarnował i poszedł wskazaną wcześniej drogą.
W nowy rok Prawo i Sprawiedliwość wchodzi więc jako partia autentycznego sukcesu, co potwierdzają wysokie sondażowe notowania. Mogą one jeszcze nieco poszybować w górę, gdy w akcji zobaczymy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który będzie pracował także na wizerunek PiS, nawet jeżeli zapewnia, że lojalny będzie tylko wobec Polski. Rzecz nie w lojalności, ale w okolicznościach. Tak więc gdzie nie spojrzeć, tam sukces. Może się od nich zawrócić w głowie.
Rzecz jednak w tym, że dla PiS i dla rządu nie zaczęły się jeszcze schody. Na razie mamy rząd, który przypomina dobrotliwego opiekuna, który dobrze chce, miło mówi i zapewnia, że się wszystkimi zaopiekuje, wyjąwszy przestępców, co też się bardzo obywatelom podoba. Na dodatek jest religijny jak większość Polaków, którzy nawet jeżeli nie chodzą do Kościoła, to nie chcą się z nim wadzić. I jest uczciwy. Powszechna i słuszna wiara w uczciwość prezydenta Kaczyńskiego i jego brata niczym łaska spływa na całe ugrupowanie i nawet grzeszki, które dla lewicy byłyby grzechami śmiertelnymi, są traktowane jako co najwyżej drobne potknięcia. Mamy już przecież sporo przykładów, że w sferze gospodarczej stanowiska obejmują ludzie, którzy mają za sobą afery i niekoniecznie najbardziej przejrzyste powiązania, ale nie są oni przedmiotem szczególnej dociekliwości mediów, a jeśli nawet są, to każdy argument odpierany jest natychmiast jako niezasłużony wściekły atak na prawicę, która niesie samo dobro.
Problem jednak w tym, jak długo da się tak rządzić? Kiedyś przecież przyjdzie czas na podejmowanie nieprzyjemnych decyzji. Coś trzeba będzie zrobić, sprywatyzować, zaoszczędzić, jakieś niezasłużone czy wyłudzone świadczenia odebrać. Trzeba to będzie zacząć robić już w 2006 roku. Czy wówczas będzie równie przyjemnie?
Autorka jest publicystką tygodnika „Polityka”

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska