Ponieważ do stolicy prowadzi jedna wiecznie zakorkowana droga postanowiliśmy dać sobie spokój z tym miastem. Stracilibyśmy cały dzień na dojazd i nie ma tam nic ciekawego do zobaczenia.
W kontekście nazwy naszej wyprawy może to trochę dziwna decyzja, ale usprawiedliwia nas fakt ze ekipa rajdu Paryż Dakar również nie docierała do samego miasta. Zamiast tego skierowaliśmy się do nadmorskiej miejscowości Saly.
Od razu narysowało się paru łepków gotowych do pomocy. Wybraliśmy Senegalczyka o imieniu Ringo, który jest ponoć wokalistą śpiewającym muzykę jak to określił do wolnego tańczenia z dziewczyną...(hmmm).
Ponownie zażyliśmy kąpieli oceanicznej, po czym przy winku i piwku oddaliśmy się relaksowi w rytmie rasta i zaciszu hotelu Afrika Thiossane.
Dzisiaj mieliśmy 5 kontroli policyjnych i 3 razy utknęliśmy w piachu. Policjant, który zatrzymał mnie za nie zatrzymaniu się na znaku stop, którego praktycznie nie było - dostał taką łapówkę, na jaką zasłużył, czyli zalaną komórkę.
Kolejny powód zatrzymania to bagaże wewnątrz samochodu - tym razem w ruch poszła militarna latarka. Po zakopaniu się w piachu w 2 sekundy obskoczyły nas dzieciaki niczym team formuły 1 w pit stopie. Wyposażeni w łopatę zaczęli kopać, pchać i wykopali nas z opresji.