Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afryka - przygoda życia

Dariusz Nawrocki [email protected], tel. 52 357 22 33
Ait Benhaddou w Maroku, miasto z gliny, w którym kręcono zdjęcia między innymi do takich filmów, jak: "Gladiator” oraz "Troja”
Ait Benhaddou w Maroku, miasto z gliny, w którym kręcono zdjęcia między innymi do takich filmów, jak: "Gladiator” oraz "Troja” Archiwum Michała Kubickiego
Wyruszyli w podróż, by znaleźć mercedesa, którego ich kolega sprzedał przed trzema laty. To był jednak tylko pretekst, by wyrwać się z Europy.

Michał Kubicki pochodzi z Gąsek koło Inowrocławia. W ubiegłym roku skończył studia. Na wakacje wyjechał do Anglii. Nie w celach turystycznych, ale do pracy. Nie oszczędzał się, bo wiedział, że zarobione pieniądze w całości przeznaczy na podróż swego życia.

W Afryce rozkochał go Czapla, kolega ze studiów, człowiek z duszą podróżnika. Trzy lata temu uczestniczył w wyprawie przez Czarny Ląd. Podróżował mercedesem, któremu nadał imię - Afromedes. Musiał go sprzedać. Później bardzo tego żałował. Na swoim blogu pisał: "Gdzie jest Afromedes? Robi w Bamako za siedmioosobową taksówkę? A może jest narzędziem przygranicznych dealerów i przemyca narkotyki? A może został sprzedany dalej, do Nigerii, kraju najgorszych kierowców na świecie i pokonuje ulice Abudży niczym pojazd z Carmageddon? A może stało się najgorsze? Afromedes został poddany torturom! O nie!!!". Postanowił zorganizować wyprawę w poszukiwaniu Afro - medesa.
- To był jednak tylko pretekst, by przeżyć fantastyczną przygodę - śmieje się Michał, który znalazł się w ekipie podróżników. Pierwsze pieniądze wydali na zakup dwóch mercedesów MB W124 250TD. - Ten wybór nie był przypadkowy. W Afryce tego typu pojazdy to standard. Na dziesięć samochodów, które się tam widzi, osiem to właśnie takie. W Europie już skończyły swój żywot. Tam mają swoje drugie życie - zdradza Michał.

Plan był taki: najpierw jazda przez Europę do Hiszpanii, następnie promem przez Cieśninę Gibraltarską do Maroka, wreszcie podróż przez Saharę Zachodnią, Mauretanię aż do Mali.
A potem? - Chcemy odwiedzić wiele krajów. W Afryce jednak nic nie wiadomo. Wjedziemy tam, gdzie nas wpuszczą - tłumaczył przed podróżą.

Wyruszyli w połowie grudnia, w czasie, gdy przez Europę przechodziły potężne śnieżyce. Stali w korkach, marzli na stacjach benzynowych, przeklinali, spali na parkingach. - Później było już łatwiej i coraz cieplej - wspomina.

Droga przez miny

Pierwszy dreszczyk emocji przeżyli między Saharą Zachodnią a Mauretanią. - Jest tam pas ziemi niczyjej, cały zaminowany po to, żeby ludzie przekraczali granicę tylko tam, gdzie chcą tego żandarmi. Nie wiedzie tędy żadna oficjalna trasa. Jest za to mnóstwo wyjechanych śladów, a obok wraki samochodów, które w przeszłości wpadły na minę - opowiada. Odcinek ten pokonali sami, szczęśliwie, bez pomocy lokalnych przewodników oferujących bezpieczny przejazd za "drobną opłatę".

Podczas całej podróży mieli szczęście do afrykańskich strażników. Najmilszych spotkali na granicy w Burkina Faso. Nie mieli przy sobie wystarczającej liczby franków afrykańskich, by wykupić wizy. - Jeden ze strażników zaproponował, że z jednym z nas wjedzie do kraju nielegalnie, w banku wymienimy kasę i wrócimy. Tak też zrobił, zupełnie bezinteresownie - opowiada Michał.

Na granicy Maureatnii i Mali strażnicy pozwolili im się rozbić z namiotem tuż przy posterunku. Jeden z żandarmów nawet zaprosił ich do siebie do domu. Pozwolił się wykąpać. Poczęstował herbatką mauretańską. Nakarmił kaszą kus-kus. - Jedliśmy ją wspólnie z jednego garnka, gołymi rękoma - wspomina zafascynowany.

A przyznać trzeba, że najbardziej obawiali się afrykańskiego jedzenia. Uczestnicy wyprawy sprzed trzech lat przez tydzień walczyli z biegunką. Pod koniec byli już zupełnie wycieńczeni.
- My jednak mocno pilnowaliśmy tego, żeby pić tylko kupną wodę. Dopiero po miesiącu makaron gotowaliśmy w wodzie z kranu - wyznaje.

W żywność zaopatrywali się na ulicy, bo była dużo tańsza. Brali ją ze stojących pod gołym niebem stołów zbitych z kilku desek, przykrytych obrzydliwą ceratą. - Mieliśmy szczęście - żołądki wytrzymały. Trzeba się było przemóc, żeby w takich warunkach jeść. Ale jak ktoś się już przełamał, to nie narzekał. Ja na przykład stałem się fanem ryżu z sosem - zdradza. Porcja w przeliczeniu na złotówki kosztowała 1,40 zł.
Coca-colę można było kupić niemal w każdej afrykańskiej wiosce. Za to ciężko było zdobyć mięso. Albo było drogie, albo miało fatalną jakość. Tak jak kurczak, który wyglądem przypominał polskiego gołębia.

Słonie jak lwy

Afryka to nie tylko niekończąca się pustynia. Michał odwiedził Ait Benhaddou w Maroku - miasto z gliny, w którym kręcono zdjęcia do filmu "Gladiator" oraz "Troja". Widział niezwykłą wioskę Tiebele w Burkina Faso, pełną małych kolorowych domków. W Mali wpadł do Kraju Dogonow, którego mieszkańcy żyją w domach osadzonych na zboczu urwiska. Zwiedził również największy na świecie meczet z gliny. W Beninie przeszedł przez "Bramę Bez Powrotu" upamiętniającą niewolników, którzy trafiali do Ameryki.
Jednak największe wrażenie zrobiły na nim słonie, które spotkali podczas jazdy przez Burkina Faso. - Nie wszyscy wiedzą, że zabijają rocznie więcej ludzi niż lwy - informuje. Raz stanęli, by zrobić sobie przy nich zdjęcia. W stadzie były młode słoniątka. Nagle potężny samiec wydał z siebie przeraźliwy ryk i ruszył z impetem. Jeszcze nigdy tak szybko nie wsiadali do samochodu. Za sobą pozostawili tylko tumany kurzu.

Udana transakcja

Afromedesa nie udało im się znaleźć. Choć byli blisko. Okazało się, że samochód przeszedł przez ręce kilku kupców i trafił do Gwinei. Tam nie wjechali, bo powoli zaczęły im się kończyć pieniądze.

Decyzję o powrocie podjęli w momencie, gdy Michał w kieszeni miał zaledwie 250 euro. Pojechali do Afryki dwoma mercedesami, żeby znaleźć trzeciego, a wrócili jednym. Drugiego sprzedali za 2 tysiące euro, co znacznie poprawiło ich sytuację finansową. - Stan techniczy i wizualny samochodu był na tyle zły, że w kraju prawdopodobnie nie udałoby mi się znaleźć kupca - wyznaje Michał.

Przejechali łącznie 26250 kilometrów. Wyprawa trwała dwa miesiące. Michał wydał na nią 12 tysięcy złotych. - To nieprawda, że Afryka jest niedostępna dla zwykłego zjadacza chleba. Trzeba się nastawić, że warunki nie zawsze będą super. I że nie można jeść tego co się lubi, ale to co akurat jest, czyli ryż z sosem - śmieje się.

Do Afryki pewnie jeszcze wróci. Może w poszukiwaniu mercedesa, którego tam sprzedał?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska