Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka i marynarze

ROMAN LAUDAŃSKI [email protected]
Jest pierwszą kobietą w polskiej armii oskarżoną o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad podwładnymi. A być może jest po prostu ofiarą żołnierzy służby zasadniczej, którzy nie mogli się pogodzić z tym, że rozkazy wydaje im "jakaś baba".

Podporucznik Agnieszka przed salą rozpraw gdyńskiego Wojskowego Sądu Garnizonowego nerwowo skubie paznokcie. Ma 25 lat. Średniego wzrostu, zgrabna, może się podobać. Zielony mundur regulaminowo odprasowany. Włosy upięte. Od prawie dwóch lat toczy się przeciwko niej postępowanie, które może zaważyć na jej dalszej karierze. Na rozmowę z "Pomorską" zgodzi się dopiero po ogłoszeniu wyroku. Sprawa nadal trwa.
Jedenastu żołnierze służby zasadniczej z 55 Kompanii Chemicznej w Rozewiu poskarżyło się żandarmerii z Helu, że podporucznik Agnieszka A. stosowała wobec nich wojskową "falę". Kazała im biegać, robić pompki, oczyszczać i pogłębiać rów przeciwpożarowy, stać w pozycji zasadniczej przed dyżurką i wkuwać regulaminy. A takie kary nie mają nic wspólnego z obowiązującym prawem.
Zastrzegający anonimowość prokurator wojskowy zaznacza jednak, że przełożonym bardzo łatwo jest przekroczyć cienką czerwoną linię dzielącą regulaminowe dyscyplinowanie podwładnych od poniżania ich. Dlatego musiano zareagować i postawić zarzuty.

Kopanie

22-letni Marco, dziś mechanik samochodowy, nie pamięta już, o co chodziło w sprawie pani podporucznik. Tak przynajmniej zeznawał przed sądem. Podobnie jak jego koledzy.
Marco, odbywający wcześniej służbę w Rozewiu, zeznał żandarmom, że podporucznik Agnieszka wydała mu rozkaz kopania transzei, a raczej przekopania rowu przeciwpożarowego. Miało się to odbywać w godzinach wieczornych lub już po capstrzyku. - Zabolało mnie to - zeznał śledczym. Rzecz miała wyglądać następująco. Marynarz Lis samowolnie wyszedł z jednostki do sklepu. Oficerem dyżurnym była wtedy podporucznik Agnieszka. Ogłosiła alarm dla pododdziału. Brakowało jednego. Kiedy wrócił, tłumaczył przełożonej, że pododdział... zawsze chodził do sklepu. Za karę przełożona kazała im przekopać kawałek rowu przeciwpożarowego. Dwóch kopało, trzeci świecił latarką. Zaczęli ok. 22.00, skończyli po godzinie, gdy pękły trzonki obu łopat. Nie dostali nowych. Marco pamiętał jeszcze, że któryś z kolegów zrobił 20-30 pompek za to, że nie wiedział czegoś o sprzęcie. A jeszcze trzech innych musiało przebiec 150-200 metrów, żeby sprawdzić numer odciśnięty na tzw. referentce. Musiał jeszcze przebiec w ubraniu ochronnym raz dookoła placu odpraw, ponieważ miał niedopięte dwa czy trzy guziki.
- Nie było to poniżanie i znęcanie się nade mną - oświadczył przed sądem. Dziś nie domaga się także ścigania podporucznik.
- Pani porucznik była wymagającym przełożonym. Lubiła mieć wszystko zapięte na ostatni guzik - przyznał Marco. - Było - minęło, nie mam złości. Nikomu krzywda się nie stała. Nie trzeba z tego robić wielkiej afery.

Bieganie

22-letni Sebastian z Helu musiał przebiec 50 metrów za to, że nie znał przeznaczenia sprzętu, który miał obsługiwać. - Biegałem za własną niewiedzę. W Rozewiu był zwiadowcą plutonu rozpoznania chemicznego. Podczas przesłuchań od razu zaznaczył, że żadnych przykrości od przełożonej nie doznał.
Pamiętał też, że widział marynarza o nazwisku Jesień uczącego się regulaminu przed dyżurką. Szeregowy Jesień kolejny raz nie nauczył się regulaminu służby wartowniczej, dlatego nie mógł pełnić warty. Bo jak ktoś nie zna zasad użycia broni, to nie może iść na wartę. Zastępowali go ci, którzy opanowali przepisy. Nie ukrywał, że im mniej osób pełniło wartę, tym rzadziej mogli wyjeżdżać na przepustki. Nic dziwnego, że niechętnie i ze złością żołnierze odnosili się do tych, którzy nie mogli pojąć regulaminów.
Zapamiętał, że żołnierze nie przepadali za przełożoną. - Kiedyś powiedziała, że za przewinienie jednego żołnierza nie ukarze pozostałych, a po dwóch dniach zmieniła zdanie i wstrzymała przepustki dla wszystkich na dwa tygodnie - zeznał. Pamiętał też, że musieli dziesięć razu biegać wokół placu. - Staliśmy w rzędzie i byliśmy odpytywani przez panią porucznik. Bieganie było konsekwencją niewiedzy. Można było również biegać za przeszkadzanie w prowadzeniu zajęć.
Jesień zapewnił, że biegali również w ramach normalnych zajęć. Natomiast podczas strzelania na Helu, w przypadku złych wyników, musieli czołgać się w maskach przeciwgazowych od tarcz do "rubieży wyjściowej". Kiedy to się działo, pani podporucznik nie było jeszcze w jednostce. Rozkazy wydawał im przełożony "w spodniach" i nikomu się na to nie skarżyli.
- Nie wnoszę o ściganie pani porucznik. Nie była to dolegliwość ani fizyczna, ani psychiczna - zapewniał sąd.

Stanie

Według marynarza rezerwy Adama podporucznik Agnieszka uważała się za najmądrzejszą i czepiała się wielu żołnierzy. Na przykład stawała w drzwiach prowadzących na kompanię i wchodzący musieli się jej meldować. - Sprawiało jej to satysfakcję. Jeden z nas nie potrafił opanować zasad użycia broni przed pierwszą wartą i musiał w postawie zasadniczej przed dyżurką nauczyć się ich.
- Jak się poruszyłem, to pani porucznik pytała, czy wiem, co to znaczy postawa zasadnicza - zeznawał marynarz. - Zmarzłem. Nogi mnie bolały. Prawie się w tym czasie nauczyłem - tłumaczy marynarz.
A innym razem mieli skuwać lód na parkingu i jakoś tak szło im to opornie, że musieli za karę maszerować krokiem defiladowym wokół placu. Ćwiczyli musztrę. A byli głodni.
Za stanie w postawie zasadniczej i musztrę żąda ścigania podporucznik Agnieszki: - Jako oficer zachowywała się niegodnie. Dla mnie było to znęcanie się psychiczne. Choć chce kary dla byłej przełożonej, to ona nie wystąpiła o ukaranie go, gdy podczas służby jawnie zignorował polecenie i jej naubliżał. - Powiedziałem "mam na to wyjeba...".
Obrońca pani porucznik pytał marynarza, czy rzeczywiście rozmawiali o kobiecie w mundurze. Czy naradzali się, że trzeba coś z tym zrobić? Nie odpowiedział. Nie miał też szansy na kontynuowanie zeznań, ponieważ obrońca... wyczuł od niego alkohol. Przyjechała żandarmeria i badanie alkomatem potwierdziło, że wcześniej pił. Sąd, ze słowami "miłość do alkoholu jest korzeniami wszelkiego zła", ukarał go 300-złotowym mandatem za naruszenie powagi sądu. - Piję, bo lubię - odpowiedział wychodząc z sali rozpraw.

Służba

Dowódca jednostki ma dobrą opinię o pani podporucznik. Podobnie jej koledzy. Bosman mat Krystian Jedtke podkreślał, że marynarz Adam zawsze sprawiał problemy w jednostce i niechętnie podchodził do swoich obowiązków. Nie słyszał o pompkach, kopaniu transzei czy uczeniu się regulaminów w postawie "na baczność". Starszy marynarz Sławomir Kamiński nie pamiętał, by podporucznik odnosiła się nieregulaminowo do żołnierzy.

Honory

Wszystko zaczęło się od tego, że podczas wprowadzania Agnieszki A. do jednostki, ta - z nerwów? - miała oddać honory lewą ręką. Ubawiło to do łez jej podwładnych. Może wtedy między panią porucznik a żołnierzami służby zasadniczej rozpoczęła się podjazdowa walka, kto - kogo? Oni lekceważyli obowiązki i nieomal jawnie ją ignorowali, a ona starała się na nich wymóc właściwe szkolenie niewłaściwymi metodami?
- Dowódca plutonu przystępujący do szkolenia musi zrobić konspekt. Jak nie ma w nim o kopaniu rowu przeciwpożarowego, a żołnierze muszą to wykonać, to dochodzi do naruszenia prawa - tłumaczy Roman Przeciszewski, dziennikarz "Polski Zbrojnej", która jako pierwsza opisała przypadek podporucznik Agnieszki. - Dyscyplinowanie żołnierzy musi odbywać się zgodnie z regulaminem. W wielu jednostkach dochodzi do podobnych historii. Przełożeni nie dają sobie rady z podwładnymi, sięgają pod niedozwolone metody i ponoszą konsekwencje. Wielu dowódców narzeka na problemy z karaniem żołnierzy i ze zbyt daleko idącą - ich zdaniem - tzw. humanizacją wojskowego życia.
Przeciszewski przypomina historię z 6 Brygady Desantowo-Szturmowej z Krakowa. Komandosi mieli zaplanowany trening walki wręcz w hali sportowej. Dowódca powiedział im, że hala jest zajęta i zarządził marszobieg wokół niej. Po drugim okrążeniu żołnierze zorientowali się, że hala jest pusta. Któryś krzyknął: nie biegniemy! Prowadzący próbował interweniować, ale żołnierze uparli się, że biegać nie będą. Już w hali prowadzący wezwał na matę tego, który krzyknął "nie biegniemy" i zaczął nim pomiatać. Doszło do tego, że pozostali siłą musieli go odciągnąć od kolegi. Na ławę oskarżonych trafił prowadzący zajęcia i żołnierze, którzy odmówili wykonania rozkazu.
W sprawie podporucznik Agnieszki na ławie oskarżonych siedzi tylko ona. Jeśli dostanie karę pozbawienia wolności, nawet w zawieszeniu, pożegna się z mundurem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska