Jakiekolwiek przyczyny zdecydowały, to był piękny gest. Doroczna konferencja polityków i biznesmenów, od 31 lat organizowana w alpejskim kurorcie Davos, tym razem przeniosła się do Nowego Jorku. Miał to być odruch solidarności z miastem dotkniętym brutalnym zamachem terrorystycznym. Ładny gest, bo to nie tylko chwilowa zmiana adresu.
Konferencja w Davos co roku wywołuje entuzjazm jednych i niechęć innych. Ci ostatni uważają, że jest to propagandowe bicie piany. Nie ma jednak innej okazji na świecie, żeby mogli się spotkać prezydenci i premierzy, giganci biznesu w rodzaju Billa Gatesa czy legendy estrady, takie jak piosenkarz Bono z zespołu U2. No i co z tego? - zapytają sceptycy. Czy warto tłuc się pół świata, płacić horrendalne stawki w hotelach, być nieustannie prześwietlanym i obmacywanym przez policjantów, żeby gdzieś w tłumie zobaczyć przemykającego prezydenta czy miliardera? Przecież i tak co trzeba, można znaleźć w internecie.
Można, ale nie wszystko. Komputery dostarczają ogromnych mas informacji, nie produkują natomiast mądrości, która - przynajmniej na razie - wymaga żywego człowieka i kontaktów z innymi. Czasami krótka wymiana zdań na cocktailu znaczy więcej niż grube raporty ekspertów.
Dlatego ważne jest dzisiaj umieć mądrze mówić i potrafić uważnie słuchać. Zawsze przy okazji wyjazdów do Ameryki w każdej wolnej chwili włączam telewizję. Z zazdrością oglądam kongresmanów i senatorów, którzy życie spędzają na debatach i walkach politycznych.
Nasi parlamentarni krzykacze wyglądają na tym tle jak stadko niezbyt rozwiniętych dzieci, wyprowadzonych na wycieczkę i nagle pozbawionych opieki wychowawców. Tokują zapamiętale, zachwyceni sobą i napuszonymi sloganami, które emitują.
Na szczytach ekonomicznych zawsze pojawia się spora grupka przybyszów z Polski. Politycy, szefowie wielkich firm, dziennikarze. Ci ostatni bronią się stosunkowo najlepiej. Klasą w sobie jest prezydent. Aleksander Kwaśniewski bywa na obradach co roku, zawsze przemawia i zawsze ma coś do powiedzenia. Tym razem mówił o potrzebie solidarności bogatych i biednych, jeśli świat ma mieć jaką taką przyszłość. Dobry tekst. Szkoda tylko, że nikt nie był w stanie zapisać uwag prezydenta i wpuścić je w komputery, które karmią dziennikarzy.
Smutny jest natomiast obraz polskiego biznesu. Dawniej jeździła stara gwardia, rodem z odległej epoki, która zajmowała się głównie piciem ciepłej whisky ze szklanek do mycia zębów w zaciszu hotelowych pokojów. Teraz są inne nazwiska i inne metryki, ale nieobecność w głównym nurcie intelektualnym forum pozostała.
Nowojorskie forum jest kolejną smutną refleksją w moich obserwacjach polskich działań międzynarodowych. Świat nieustannie poszukuje odpowiedzi na pytania, jakie stawia życie. Po 11 września 2001 roku tych pytań jest więcej i są one trudniejsze niż kiedykolwiek. Jak żyć, żeby świat nie stał się piekłem dla ludzi, żeby nie było w nim oblężonych twierdz bogactwa na morzu nienawistnej nędzy? Jak zapewnić sobie bezpieczeństwo, czy wydając więcej na broń, czy na myślenie nad tym, dlaczego jest źle? Czy bogaci powinni podzielić się tym, co mają, czy czekać, aż zostaną ze swoim luksusem pogrzebani?
Nie zadajemy tych pytań i nie formułujemy na nie odpowiedzi. Podróżujemy, bywamy, ale nigdzie nas nie ma. Może mamy kompleksy, może nie wiemy, jak to robić lub może jesteśmy leniwi? Jakiekolwiek są przyczyny, to jest bardzo kosztowna nieobecność.
