Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Amerykanka z Inowrocławia. Wszystko w życiu jest możliwe...

Renata Napierkowska
Renata Napierkowska
Z Anną Mołdą rozmawiamy o życiu na dwóch kontynentach.

Co sprawiło, że zdecydowała się Pani wyjechać przed osiemnastoma laty do Stanów Zjednoczonych i praktycznie jest Pani tam do dziś?
Zawsze byłam niespokojnym duchem i podejmowałam różne wyzwania. Moja mama była pielęgniarką w sanatorium, ale nie był to zawód, o którym marzyłam, chciałam studiować inny kierunek. Kiedy pojechałam do Gdańska, przypadek zrządził, że akurat trafiłam na egzaminy do szkoły pielęgniarskiej - no cóż, los tak chciał - zdałam je i rozpoczęłam tam naukę. W Gdańsku poznałam mojego męża, który był Amerykaninem. Do USA, nie znając języka, wyjechałam w 1998 roku, by odebrać zieloną kartę. Przez kilka dni zatrzymałam się u znajomej mojego męża na Florydzie, a po tygodniu znalazłam pracę, mieszkanie i radziłam sobie sama. Podejmowałam się różnych prac, między innymi pracowałam w prywatnym domu starców. W znalezieniu pracy pomógł mi dyplom ze szkoły pielęgniarskiej, który za oceanem był uznawany. Uczyłam się języka, zrobiłam prawo jazdy. Myślę, że wpływ na to, że zdecydowałam się zostać w Ameryce, miało kilka czynników.

Nie było Pani trudno podjąć taką decyzję, skoro w Polsce została najbliższa rodzina: rodzice, mąż...
Mój pierwszy mąż do dziś mieszka w Gdańsku. Mimo że się rozstaliśmy, utrzymujemy kontakty i przyjaźnimy się. Oboje doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu utrzymywać związku na odległość. Na Florydzie poznałam mojego drugiego męża, który z pochodzenia jest Polakiem. Zaczęłam poznawać innych Polaków i Amerykanów. Zostałam tam dobrze przyjęta, otworzyłam własny biznes, który prowadziłam przez pięć lat. Wkrótce po ślubie urodził się pierwszy syn Kacper, a kiedy na rok przeprowadziliśmy się do Kanady, urodziłam drugiego syna Mike’a. Moja mama przyjechała, by pomóc mi zajmować się dziećmi, więc miałam najbliższych przy sobie. Mama została u mnie dłuższy czas, więc czułam się, jak w domu.

Jak się Pani czuje w USA? I co sprawia, że tak często Pani zagląda do Polski? Bywa tu Pani przecież dość często i zatrzymuje się zwykle na dłuższy czas...
Ameryka dała mi przestrzeń życiową fizycznie i mentalnie. Tam każdy może być sobą, bo Amerykanie są otwarci na drugiego człowieka. A my Polacy mamy swój styl bycia, który fascynuje Amerykanów. Dla nich przede wszystkim jestem Europejką. W Stanach, na Florydzie czuję się jak w domu, bo to jest mój drugi dom, ale zawsze podkreślam, że jestem Polką. Jestem dumna z mojego pochodzenia i nigdy nie wyparłam się mojej ojczyzny. Mogłabym mieć już amerykańskie obywatelstwo, bo jestem tam legalnie, ale nie chcę. Amerykanie bardzo nas Polaków cenią, bo jesteśmy odważnym i bardzo pracowitym narodem. Przyjeżdżam do Polski, bo to moja ojczyzna. W 2006 roku otworzyłam tutaj agencję zatrudnienia dla spawaczy. Teraz jestem dyrektorem firmy Mary Kay na Polskę. Lubię się malować, uważam, że każda kobieta powinna dbać o siebie i ja w tym im pomagam. Dwa lata temu zaczęłam pracę w PMI Inernational i łączę obie te funkcje pomagając nie tylko paniom stać się młodszymi, zdrowszymi, pięknymi i atrakcyjnymi. Lubię pomagać ludziom i mam narzędzia, które są skuteczne i niezawodne. Każda osoba, która zada mi pytanie - co zrobić, by lepiej się czuć, skorygować i wymodelować sylwetkę, czy znaleźć sposób na zdrowe lepsze życie, otrzyma ode mnie odpowiedź. Mam mamę w Inowrocławiu i jest ona dla mnie bardzo ważna, więc przyjeżdżam też po to, by ją odwiedzić. Kiedy jestem w Polsce mieszkam na Solankowej, gdzie mam biuro, chodzę często do Solanek i kościoła świętego Józefa na nabożeństwa. Spotykam się z wieloma osobami, mam tu wielu znajomych i żyję pełnią życia. Potrafię się odnaleźc i w Polsce i w Stanach Zjednoczonych.

Jest Pani bardzo energiczną, żywiołową osobą. Jaka jest Pani dewiza życiowa? I jaki Pani zdaniem jest sposób na to, by odnieść w życiu sukces?
Wbrew temu, co sądzą pewnie niektórzy, nie zawsze miałam w życiu łatwo, były też trudne chwile. Ważne jednak jest to, by się nie poddawać. Bóg mi pomaga i dlatego niczego się w życiu nie boję, bo czuję Jego opiekę. Siłę mi daje właśnie wiara w Boga. Zawsze byłam osobą wierzącą, ale dopiero w Ameryce zaczęłam regularnie chodzić do Kościoła. A moja dewiza brzmi, że wszystko w życiu jest możliwe, tylko nie wolno się bać, bo strach nas paraliżuje i podcina nam skrzydła.

Zobacz także: Inowrocławska huta rozwija się

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na inowroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto