- Pytania o cel i sprawców lub sprawcę zamachu w Bostonie są przedwczesne?
- Nie ma mądrego na spekulacje, to mogą być tylko domysły. Na pewno był to zamach terrorystyczny, a sprawca jest terrorystą. Wielu ludzi kojarzy terroryzm wyłącznie z Al-Kaidą, to nieporozumienie. Zwykły obywatel może być takim samym terrorystą jak Al-Kaida, ma tylko inne cele.
- Kogo łatwiej znaleźć: "samotnego wilka" - sfrustrowanego obywatela czy Al-Kaidę?
- Z punktu widzenia taktyki i osiągnięcia celu - im prostszy ładunek i zamach - tym trudniej jest ustalić sprawcę. Skomplikowane zamachy terrorystyczne wymagają kontaktów w sprawie materiałów wybuchowych, broni, rozpoznania, pieniędzy czy dokumentów. Natomiast najbardziej profesjonalny jest najprostszy zamach. Uniemożliwia on złapanie nitki. Zamachy w Bostonie - chwalić Boga - okazały się mało skuteczne. Z punktu widzenia zamachowca może chodzić o dwie rzeczy: jak najwięcej ofiar lub grę na psychice obywateli, policjantów, służb i administracji amerykańskiej. Gra może prowadzić do tego, że nie chce się osiągnąć maksymalnego celu. Jeśli zamach w Bostonie jest grą - to wcześniej czy później sprawca zostanie złapany. W grze popełnia się błędy. Dziwnym zjawiskiem jest też to, że na razie nikt nie przyznał się do zamachu.
- Dlaczego?
- On nie odważy się ujawnić. Gdyby zginęło sto osób, w tym jedno dziecko, to mógłby się ujawnić. A kiedy ginie dziecko i dwie dorosłe osoby, to dorośli schodzą na dalszy plan. Na pierwszym jest dziecko. I niech ktoś spróbuje mi pokazać takiego cwaniaka, który po tym się ujawni! Nie przekaże nic. Ani swoich celów, ani ideologii, ani informacji, którą chciał się pochwalić. Nie przestraszy rządu, a rozwścieczy społeczeństwo. To jest jego przegrana. Nie lubię określenia "samotny wilk", bo ktoś taki wiecznie poluje. Sprawca zamachu w Bostonie zasługuje na jak najgorsze miano. Atakuje się obiekty administracji, były takie przypadki, ale celem była administracja, a nie niewinni ludzie. Na nich chciał się zemścić? A jeśli mielibyśmy mówić o Al-Kaidzie czy innych ugrupowaniach Bliskiego czy Dalekiego Wschodu, to taka akcja - na szczęście - była nieprofesjonalna. Gdyby to mieli być oni - to krew lałaby się tam strumieniami.