Trzeci mówi: "A ja kiedyś przy gościach chciałem żonę poprosić o sól, ale przejęzyczyłem się i powiedziałem: Ty cholero, zmarnowałaś dwadzieścia lat mojego życia". Proszę zapytać kogoś znajomego, jak brzmi w oryginale a przekonają się Państwo, że jest naprawdę zabawny.
Uświadomiłem sobie, jak nudny jest język polski. Jak niewiele w nim się zmienia. Wystarczyłoby raz na kilka lat pozamieniać znaczenia wyrazów podobnych do siebie brzmieniowo. Na przykład: "korupcja" i "komercja"; "ordynacja" i "alienacja"; "rehabilitacja" i "reinkarnacja"; "capstrzyk" i "zastrzyk"; "demobil" i "debil". Jak by się człowiekowi misternie fałdował zwój mózgowy, gdyby przeczytał, że: "Dowódca pułku poskarżył się na spotkaniu po zastrzyku, że wojsko dysponuje sprzętem z debilu". Albo gdyby się wysłuchało w radiu burzliwej debaty o nowej alienacji wyborczej do parlamentu. A zaraz potem reportażu o domagającym się reinkarnacji prezesie banku niesłusznie posądzonym o czyny komercyjne.
I jeszcze coś z innej sfery. Za wycieraczkami samochodu regularnie znajduję wizytówki z propozycjami przeżycia niezapomnianych chwil w towarzystwie atrakcyjnych kobiet. Na jednej z takich ulotek pokazane było "Nowe oblicze Emilki". Przyjrzałem się uważnie. No, jeśli to jest nowe, to jakie było to stare? A na innej polecano: "Jedyny klub z dziewczynami tańczącymi bezpośrednio na stolikach". To znaczy, że można też tańczyć na stoliku pośrednio? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Ale o czym ja piszę? Przecież takie rozważania mnie kompromisują.