Znany piosenkarz jest jednym z kilku tysięcy Polaków mieszkających na wsi, którzy postanowili w ostatnich latach wejść w weselny biznes. Ten sposób zarabiania pieniędzy jest stosunkowo nowy, dlatego statystki wyłącznie jemu poświęcone nie są prowadzone. Można jedynie opierać się na szacunkach osób zarządzających portalami prowadzącymi bazy tego typu obiektów. W serwisie Twojasala.pl jest zarejestrowanych 1200 domów. W tym roku przybyło około 150. Na Gdziewesele.pl figuruje blisko 900 tego typu przybytków, do czerwca br. przybyło ich 130-140. W Saladlaciebie.pl jest 150 domów. W tym roku przybyło ich około 40.
Zdaniem osób kierujących portalami można oszacować, że w całym kraju znajduje się ok. 5 tys. domów. Tylko w ciągu ubiegłego roku przybyło ich blisko 750.
Wesele w stodole
Skąd taki boom? Prowadzenie przybytku weselnego charakteryzuje się bardzo wysokimi marżami. Stawka podstawowa za jedną osobę wynosi od 85 zł w dużych miastach, gdzie konkurencję stanowią hotele, pensjonaty, restauracje do 130 zł na imprezowych pustyniach. Szczegółowa wysokość zależy także od ilości zamówionych przez organizatorów tzw. dodatkowych atrakcji. Może to być ceremonia powitania weselnym chlebem i solą, wielki jak młyńskie koło tort weselny, możliwość wynajęcia apartamentu dla nowożeńców, zniżki na "poprawiny", wynajęcie limuzyny, pokaz ogni sztucznych itp.
Obsługa domu zapewnia przede wszystkim wyżywienie składające się z szeregu dań głównych, półmisków i przystawek (im więcej dań, tym oferta bardziej atrakcyjna). Alkohol i napoje zazwyczaj leżą w gestii organizatorów, chociaż dom może się zająć także załatwieniem trunków. Do ustalenia pozostaje kwestia udziału zespołu muzycznego.
Wystarczy zatem zorganizować cztery wesela dla około 100 osób w miesiącu, aby mieć całkiem przyzwoity obrót. A do tego dochodzą jeszcze imprezy organizowane w tygodniu (np. osiemnastki). Czystego zysku jest na tym od 25 do 30 proc.
Rolnicy masowo przerabiają więc na weselne przybytki znajdujące się na ich działkach budynki gospodarcze. - To najprostszy sposób na otwarcie tego typu interesu - mówi Albert Ksel z portalu Gdziewesele.pl. - Przerabiane są obory, stodoły, pomieszczenia, w których prowadzone były różnego rodzaju fermy.
Wojna z sanepidem
Prawdziwym zagłębiem domów weselnych w bliskiej odległości od Warszawy są okolice Nadarzyna. W promieniu 15 kilometrów znajdują się aż cztery tego typu przybytki. Jeden z nich pod nazwą "Korona" prowadzi rodzina Drohomireckich we wsi Strzeniówka. Wcześniej senior rodu, z zawodu cukiernik, na terenie swojego gospodarstwa prowadził kurzą fermę. Interes nie szedł dobrze, kury rosły wolno, często chorowały, więc z synem - absolwentem zarządzania i marketingu jednej z warszawskich uczelni - postanowił otworzyć dom weselny. - Ojciec nie miał już siły biegać za kurczakami - wspomina Piotr Drohomirecki. - Zapotrzebowanie na śluby było natomiast ogromne. Postanowiliśmy więc całkowicie zmienić branżę i wejść w te śluby. Liczyliśmy, że zarobimy więcej niż na kurczakach.
Ale by otworzyć interes, trzeba się było nieźle napracować. Przebudowa mającej powierzchnię ok. 800 metrów kw. fermy kosztowała blisko 800 tys. zł. Wszystko należało urządzić od początku. Z budynku gospodarczego zostały surowe mury. Trzeba było położyć nowe podłogi (odpowiedni, wytrzymały parkiet w sali bankietowej to najważniejsza inwestycja), glazury, wymienić okna, urządzić na piętrze przytulne, romantyczne pokoje gościnne.
Najwięcej kłopotów sprawiło urządzenie, wyposażenie i dostosowanie całej kuchennej "linii produkcyjnej" do bardzo surowych wymagań sanepidu. Zgodnie z przepisami kuchnia musi mieć dwa wejścia na salę bankietową. Jednym kelnerzy mają wnosić gotowe potrawy, drugim - wracać z pustymi talerzami. Oddzielne toalety muszą mieć goście, oddzielne personel (te ostatnie nie mogą znajdować się w "bliskiej odległości" od kuchni). W pobliżu sali musi być specjalnie wyposażona toaleta dla osób niepełnosprawnych. Personel ma mieć własną szatnię i pomieszczenia gospodarcze.
Ale to nie koniec. Przechowywanie produktów przeznaczonych do przetworzenia także podlega rygorystycznym przepisom. Poszczególne rodzaje muszą znajdować się w oddzielnych pomieszczeniach. Nie wolno przechowywać w tym samym miejscu artykułów sypkich i warzyw. Także te produkty, które przechowywane są w lodówkach, muszą mieć oddzielne urządzenia (koszt około 6 tys. zł za sztukę). W jednej lodówce muszą leżeć ryby, w innej - ciasta, w jeszcze innej - czerwone mięso. - Na początku nie zdawaliśmy sobie z ojcem sprawy z tego, jak wiele wymagań należy spełnić, aby uruchomić tego typu placówkę - mówi Piotr Drohomirecki.
Konieczne było kupienie profesjonalnej zmywarki do naczyń, która myje i suszy załadowane do niej garnki, talerze, sztućce zaledwie w dwie minuty (jedno takie urządzenie kosztuje około 20 tys. zł). Zakup był konieczny, bo cykl pracy zwykłej, domowej zmywarki wynosi około 1,5 godziny. - Tak wolna maszyna całkowicie zdezorganizowałaby nam pracę - twierdzi Piotr.
Problemem było też znalezienie odpowiedniego personelu w okolicach wsi, która z organizacją imprez nie miała w przeszłości wiele wspólnego. Na 30 gości powinien przypadać jeden kelner. Przeciętne wesele organizowane jest dla 100 osób. Trzeba było zatem na stałe zatrudnić co najmniej trzy osoby. Gdy przyjęcia są większe, zwoływane jest we wsi "pospolite ruszenie". Kolejne, potrzebne osoby zatrudniane są na umowę zlecenie.
Udostępnij