Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budowlane majster story, czyli problemy z ekipą budowlaną przy budowie domu w Kujawsko-Pomorskiem

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
Młode małżeństwo kupiło dom w stanie deweloperskim. Nie przypuszczało, że ekipy budowlane zagwarantują mu wiele wrażeń
Młode małżeństwo kupiło dom w stanie deweloperskim. Nie przypuszczało, że ekipy budowlane zagwarantują mu wiele wrażeń Waldemar Wylęgalski / zdjęcie ilustracyjne
Casting na budowlańców trwa. Dom czeka na wykończenie. Wykończeni są też właściciele, bo brygady przychodzą i odchodzą. Same rezygnują albo są zmuszone się pożegnać.

Małżeństwo spod Bydgoszczy, kupując niecały rok temu dom w stanie deweloperskim, liczyło się z tym, że będzie musiało znaleźć fachowców od wykończeniówki. Nie przewidywało jednak, że ekipy zagwarantują aż tyle emocji.

Kobieta zaczyna: - Budynek był z zewnątrz gotowy. Chodziło m.in. o montaż regipsów, położenie podłóg, wstawienie drzwi wewnętrznych, położenie płytek w kuchni i łazience oraz o biały montaż. Przez niecały rok przewinęło się kilka ekip majstrów z polecenia i ogłoszenia. Prawie za każdym razem coś się działo.

Brygada numer jeden. Majster z pomocnikiem zostali wskazani przez sołtysa. Korzystał z usług tego duetu trzy lata wcześniej.

- Wtedy syn majstra dopiero co skończył szkołę budowlaną - dodaje kobieta. - Najpierw ojcu pomagał z doskoku, bo pracował w kilkunastoosobowej firmie budowlanej kuzyna. Potem kuzyn zakład zamknął i wyjechał za robotą za granicę. Zanim wyjechał, wszystkich ludzi zwolnił.

Butelki do zwrotu

Syn rozpoczął więc pracę u ojca. Fajni byli, bo pracowici i niepijący, ale - niepijący do czasu. - Mieszkańcy wsi opowiadali, że majster z synem piwkują nawet podczas roboty. Sołtys nie wierzył: przecież u niego obaj remontowali na trzeźwo. To dlatego dał nam na nich namiary.

Pracując u małżeństwa, tata i syn abstynentami już nie byli. - Nie podpisywaliśmy umowy. I oni, i my, tak woleliśmy. Przez pierwszy tydzień zachowali fason - podkreśla czytelniczka. - W drugim tygodniu majster pokazywał się, jak powinien, czyli codziennie, ale syn raz mu towarzyszył, raz nie. Nie wnikaliśmy, dlaczego starszy robotnik często pracuje bez młodszego. Potem młodszy w ogóle przestał się pojawiać. Było wiadomo, że starszy nie dotrzyma terminu, a skoro tak, to nie wejdą parkieciarze.

Majster rozpił się pod nieobecność syna. Inwestorka znalazła puste flaszki w garażu. Raz zwróciła mu uwagę. I znowu. Jak sytuacja z garażowanymi butelkami dalej się powtarzała, to żona z mężem podziękowali fachowcowi za współpracę. - Jeszcze miał tupet zadzwonić po paru dniach i zapytać, czy może zabrać swoje butelki po piwie z naszego garażu, bo oddałby je do sklepu za 50 groszy za sztukę. Rozłączyłam się. Godzinę później i tak przyszedł z reklamówką. Flaszki wziął. Tyle ich było, że dodatkową reklamówkę mu poszukałam, żeby spakował.

Brygada numer dwa. Właściciel zakładu parę razy przywiózł załogę i sprzęt. Później rzadko przyjeżdżał. Zabiegany był, prowadził kilka remontów jednocześnie. Gdy nadchodziły odbiory etapów prac, miał kłopot, żeby podjechać do inwestorów w ciągu dnia. Standardowo nie odbierał telefonów i nie odpisywał na sms-y. Jak odbierał, to zawsze coś wymyślał, np. że czeka na badania w szpitalu. Pech, ponieważ moment później sąsiadka go na poczcie widziała. Innym razem już niby był w drodze, ale mu się samochód zepsuł.

Kiedy indziej przepraszał, ale musi zostać z dzieckiem w domu. - Kłamał. Mam i jego, i jego żonę wśród znajomych na Facebooku. Ona wstawiła akurat nowe zdjęcie. Przedstawiało ją i małego na wyjeździe. To oznaczało, że majster wtedy nie zajmował się synem. Innymi dziećmi w tym czasie się nie opiekował, ponieważ jego syn jest jedynakiem.
Ekipa dokończyła zlecenie w bólach i z poślizgiem.

Ćwiczenia wojskowe

Brygada numer trzy tak naprawdę brygadą nie była. Specjalista od wykończeniówki działał w pojedynkę - i działał bez umowy. Tak wolał. Nie pił, nie unikał kontaktu z klientami, nie kłamał. Pracowity był. Po kilkunastu dniach dostał jednak wezwanie na ćwiczenia do wojska. Wezwanie było ostateczne. Przedtem nie stawiał się. Teraz już musiał. I musiał zrezygnować z pracy u małżeństwa.
Następny pracownik podczas pierwszej rozmowy zaskoczył właścicieli domu pod Bydgoszczą.

- Miał położyć regipsy w dwóch ostatnich pokojach. To pomieszczenia, na których dokończenie przedtem zabrakło nam pieniędzy. Uzbieraliśmy, więc szukaliśmy człowieka, który nam zrobi oba pokoje. Ten mężczyzna ponoć nie potrzebował pomocnika. Zapytał, czy posiadamy podnośnik do regipsów. No nie, nie posiadamy. Typowa polska rodzina, która nie zajmuje się budowlaną, takiej maszyny nie ma. Powiedział, że jak nie, to robić nie przyjdzie. Mąż sprawdził w internecie. Podnośnik kosztuje około 700 złotych w promocji. Nie kupimy jedynie po to, żeby majster użył jej do dwóch pomieszczeń. On natomiast nie chciał kupować za swoje.

Droga rowerowa

Jeszcze jeden telefon do właściciela firmy remontowej. - Gdy usłyszał, że nasz dom stoi oddalony o osiem kilometrów od jego siedziby, zrezygnował. Obstawiał okoliczne zlecenia, czyli w stolicy gminy, tam mieszkał. Nie wnikałam. Sam wyjaśnił, dlaczego. Otóż jechał pijany samochodem, został złapany i policja zatrzymała mu prawo jazdy. Nie miałby jak dojeżdżać do pracy. Ewentualnie rowerem. Przyjeżdżałby z robotnikami, lecz nie spędzałby całego dnia u nas. Musiałby w trakcie pracy załatwić sprawy w urzędach albo wyskoczyć do hurtowni. W takim przypadku któryś pracownik powinien go zawozić i przywozić. Wówczas ten pracownik byłby oderwany od swoich zadań, a tego szef nie chciał.

Nasza rozmówczyni zaznacza: - Casting na majstrów trwa.
Właściciel szeregowca pod Toruniem też miał wesoło z firmą budowlaną. Wspomina epizod z policją w tle. - Do naszego domu zapukało dwóch funkcjonariuszy. Pytali o robotnika. On tego dnia szybciej skończył. Wyszło na jaw, że wiertarki, młoty i inne sprzęty, jakich używał u nas, były kradzione. Policja znalazła jedne na naszym podwórku, kolejne w garażu. Fachowiec już nie przyjechał. Nawet, gdyby chciał dalej robić, nie mógłby. Narzędzi brak.

Ubranie złodzieja

Odnośnie kradzieży narzędzi: bydgoszczanin na początku tegorocznych wakacji trafił w ręce policji. To po tym, jak ukradł rusztowania, podesty oraz drabiny. Policjanci ustalili, że ten sam 47-latek może odpowiadać za więcej czynów. Szczegół go zdradził. - W jego mieszkaniu zabezpieczyli ubrania, które już wcześniej widzieli podczas przeglądania monitoringu z innego zdarzenia - informuje mł. asp. Krzysztof Bratz z Zespołu Komunikacji Społecznej Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. - Były to ubrania, w których mężczyzna włamał się kilka dni przedtem na teren budowy.

Zdarza się, że budowy i remonty mają przymusowe przerwy, ponieważ właściciele nieruchomości nie dogadują się z ekipami co do cen. Właściciel domu w pobliżu Torunia opisuje swój przypadek. - Szukaliśmy dekarzy. Przyjechał majster na rozmowę. Zaoferował stawkę jeszcze raz wyższą od poprzedniego. Zaproponowaliśmy dać o 2000 złotych mniej. Rozmawialiśmy i tak o ponad 30000 zł za samą robociznę, więc obniżka byłaby dla niego niezbyt odczuwalna. Nie zgodził się. I żona, i ja, zarabiamy po około 5000 zł na rękę miesięcznie. Każde z nas pracuje po pół roku, żeby dostać 30000 zł. On miał u nas taką kwotę otrzymać za około trzy tygodnie roboty. Na czysto, bez umowy.

Jeszcze tego samego wieczoru wstawił ogłoszenie na lokalną grupę na Facebooku. - Reklamował swoje usługi. Tydzień później odnowił post. Domyślamy się, że wciąż nie ma klientów. Szkoda, bo w ogóle nie zarabiał, a mógł u nas, lecz w ogóle nie chciał zejść z ceny.

Budowa wstrzymana

Teraz szefowie przedsiębiorstw budowlanych są bardziej skłonni do obniżania stawek niż rok temu. Powodem jest ubytek klientów. Przysłowiowy Kowalski na razie nie buduje się i nie remontuje. Zniechęciły go rekordowo wysokie ceny nieruchomości i drożejące kredyty hipoteczne (to za sprawą podwyższanych systematycznie, przez prawie rok, stóp procentowych) oraz zbyt drogie materiały. Ceny tych ostatnich rosną od dobrych dwóch lat. W samym maju 2023 roku, w porównaniu do maja 2022, średnio wzrosły znów o pięć procent.

- Firmom zaczynają spadać przychody, bo na rynku budowlanym panuje dekoniunktura i nie ma dostatecznej liczby nowych zleceń, które zapewniłyby stabilny strumień pieniężny na pokrycie wysokich kosztów - mówił w czerwcu dr Damian Kaźmierczak, członek zarządu i główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.

Przykładów obniżania stawek za usługi nie brakuje. Jeden właściciel przedsiębiorstwa budowlanego spod Bydgoszczy ogłaszał się, że układa płytki w cenie 70 zł za metr kwadratowy. Szef konkurencyjnej firmy opublikował podobny post z ceną 65 zł. Wtedy ten pierwszy zmienił stawkę w anonsie na 60 zł. Następna sytuacja dotyczyła docieplenia domu. Majster zażyczył sobie 80 zł za metr za położenie styropianu, siatki i kleju. Umówił się z inwestorami, chociaż umowy nie spisali. Parę dni później inwestorzy zadzwonili, że rezygnują. Znaleźli majstra, który zgodził się na 70 zł. Pierwszy obniżył cenę do 60.

Do małżeństwa z powiatu bydgoskiego odezwał się majster, który mieszka osiem kilometrów od nich. - Powiedział, że niedługo odzyska prawo jazdy, więc jeżeli zaczekamy miesiąc, on dokończy nam remont.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska