Popołudnie w Polomarkcie na osiedlu Leśnym. Do klientów stojących przy stoisku mięsnym podchodzi podpity kloszard. Obłapia jedną z kobiet, prosząc, żeby kupiła mu kawałek kaszanki. Później zaczepia innych klientów. Wyłudza bułkę, drobne pieniądze.
Przeczytaj także:Bydgoszcz. Seryjny włamywacz wpadł po skoku na market przy Brzozowej
- Czy jest tu ochrona?! - pyta głośno jakiś zdenerwowany starszy pan.
- Nie. Sklep zrezygnował z ochrony - przyznaje zawstydzona ekspedientka.
Kilka dni później. Przy kasie awanturuje się muskularny, mocno opalony młodzieniec. Krzyczy na kasjerkę, obrzuca ją stekiem wulgarnych wyzwisk, grozi, że ją pobije. Stojący w kolejce nie reagują, nikt nie chce stać się ofiarą agresywnego awanturnika.
- To nie pierwszy raz, bardzo nam przykro - tłumaczy ze łzami w oczach kasjerka. Jest roztrzęsiona. - Odkąd nie mamy ochroniarzy jest coraz gorzej. Złodzieje jeden od drugiego dowiadują się, że mogą tu być bezkarni. Kradną co popadnie, wynoszą piwo, słodycze. Mamy gonić ich po parku?
Wczoraj poprosiliśmy o komentarz centralę sieci sklepów. Dopiero po południu dowiedzieliśmy się, że zostanie on przesłany do redakcji dzisiaj. Do sprawy powrócimy.
Czytaj e-wydanie »