https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

C.d.n

Janina Paradowska
Budżet został przez Sejm uchwalony właściwie w takim kształcie, jak chciał rząd, a więc stało się to, co i tak miało się stać.

Ani przez moment przyjęcie ustawy nie było zagrożone, wszystko wokół było i jest polityczną grą, stopniowaniem napięcia, straszeniem wyborami. Celem było oczywiście - i jest nadal - zbudowanie politycznego zaplecza dla rządu Kazimierza Marcinkiewicza, której to operacji trudno odmówić głębokiego sensu. Rzecz więc nie w celu, ale w metodach, jakie zastosowano. Takimi metodami można, oczywiście, jakąś koalicję, choćby na szczeblu parlamentarnym, wymusić, ale nie da się stworzyć niczego trwałego. Jeżeli PiS i jego prezes mogą mówić o "sukcesie", to o takim, że poziom wzajemnej nieufności wszystkich ugrupowań jest dziś o wiele większy niż był przed budżetowymi zmaganiami, jest wręcz krytyczny.
Czy na takiej podstawie da się zbudować jakąkolwiek koalicję? Należy wątpić, zwłaszcza że rozmawiając z różnymi partnerami jednocześnie próbuje się im podbierać posłów, nawet takich, którzy w przeszłości byli na bakier z prawem. PiS zawsze podkreślało, że jest partią czystych szeregów, a więc że bardzo dokładnie prześwietla swoich członków, a tu nagle bierze - i szczyci się tym na konferencji prasowej - posła, którego Platforma w ogóle nie chciała dopuścić do wyborów, gdyż ma kłopoty z prawem. Wystartował w wyborach tylko dlatego, że listy były już zarejestrowane i nie można było dokonywać na nich zmian. Teraz dla propagandowego celu, dla pokazania jak to PiS potrafi osłabić PO znajduje się w szeregach ugrupowania, które głosi, że ludzie z wyrokami w ogóle nie powinni zasiadać w parlamencie. Wszystko jest więc względne, ostatecznie bowiem liczy się polityczny cel.
Po uchwaleniu budżetu nie zdjęto jednak z porządku dnia pytania: co dalej? Dalej oczywiście nic nie wiadomo, choć teraz w wyjątkowo trudnej sytuacji znalazł się prezydent Lech Kaczyński. Jeżeli jego brat, szef PiS będzie chciał wyborów, a wydaje się, że ich chce, zwłaszcza po wyborach uzupełniających do Senatu, gdzie wygrał kandydat jego ugrupowania, co wyraźnie dodało PiS-owi wiatru w żagle, mimo że wartość prognostyczna takiego wyniku, przy niskiej frekwencji jest żadna, prezydent będzie musiał wykonać operację wyjątkowo wątpliwą i nieprzystojną głowie państwa, która ma stać na straży konstytucji - będzie musiał żonglować terminami. I na dodatek wytłumaczyć opinii publicznej, dlaczego tak robi. Tymczasem z terminami mamy już zamieszanie niewiarygodne. Strony przerzucają się ekspertyzami, każdy wyjmuje taką ekspertyzę, jaka jest mu wygodna i rzeczywiście nadszedł czas, aby po prostu zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego o rozstrzygnięcie tego problemu. Tym bardziej że dyskusja o budżetowych terminach nie pojawiła się obecnie. Ekspertyzy są od lat, trwa debata prawników na ten temat, tyle że nikomu dotychczas nie przychodziło do głowy, aby używać jej do bieżącej walki o budżet. Zawsze strona rządząca dążyła do tego, by ustawę budżetową uchwalić i groźbę rozwiązania parlamentu oddalić, z sytuacją odwrotną mamy do czynienia po raz pierwszy.
Bo też po raz pierwszy mamy do czynienia z zupełnie innym sposobem uprawiania polityki. Takim, gdzie poszukiwanie sojuszników przebiega w atmosferze wymuszania, gdzie prowokuje się konflikty zamiast je łagodzić, gdyż słowo kompromis, tak ważne w demokracji, staje się określeniem niepotrzebnym czy wręcz przeszkadzającym. To jest zupełnie nowe doświadczenie i dlatego tak wiele politycznych działań stało się dla opinii publicznej zupełnie niezrozumiałych, dlatego przyszłość stała się tak mało przewidywalna. Tak więc budżet jest, a na ciąg dalszy czekamy.
Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska