Cezary Gmyz jest dziennikarzem i publicystą. Po tym, jak w "Rzeczpospolitej" opublikował artykuł "Trotyl na wraku tupolewa", stracił pracę. Na spotkanie z nim, zorganizowane w gniewkowskim ośrodku kultury, przybyło około stu osób.
- Źle się dzieje w polskich mediach. Przeżyłem propagandę gierkowską i doskonale umiem czytać miedzy wierszami. Widzę co się dzieje. Niezależne media są niszczone i to w brutalny sposób. Dlatego tutaj jestem - mówił przed spotkaniem Marek Rosa z Gniewkówca. Podobnego zdania jest Jacek Olech z Inowrocławia: - Coraz więcej z nas nie wierzy różnym przekazom publicznym. Media stają się coraz bardziej upolitycznione. Przybyłem tu, by uzyskać informacje, które mogą nas przybliżyć do prawdy o katastrofie smoleńskiej.
Czytaj też: Odwołanie redaktora naczelnego "Uważam Rze". Odchodzą kolejni dziennikarze
I rzeczywiście był to temat, o który Cezary Gmyz pytany był najczęściej. Przybyłym zdradził, że w katastrofie tej zginął jego serdeczny przyjaciel - ksiądz Adam Pilch. Dlatego tak drąży ten temat.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie wyjaśnić wszystkich aspektów tego co się wydarzyło w Smoleńsku. Wiem, że muszę szukać prawdy. I im więcej rzeczy do mnie docierało na temat tego, co się wydarzyło w Smoleńsku, tym więcej miałem wątpliwości. To wszystko skłania mnie do myślenia, że nie mieliśmy do czynienia ze zwykłą katastrofę. Ja kropki nad i w tej sprawie nie postawię, dopóki nie będę miał stuprocentowej pewności, że to co tam się stało, było zamachem... Na pewno nie był to zwykły wypadek - przekonywał zebranych.
Cezary Gmyz dla Polaków o poglądach prawicowych i konserwatywnych stał się symbolem walki z Platformą Obywatelską i mediami sprzyjającymi tej partii. Jacek Tarczewski z Inowrocławia zapytał go wprost, czy nie boi się teraz o swoje życie.
- Na takie pytania odpowiadam zawsze tak samo: tylko idioci się nie boją - wyznał. Zdradził, że jest czujny. Czasami ogląda się za siebie. Na spotkania ze swoimi informatorami nie zabiera ze sobą telefonów komórkowych. Wie, że w ten sposób może zostać namierzony. - W Polsce jest o wiele więcej osób, które miałyby powody obawiać się o swoje życie, a wciąż żyją. Taką osobą jest na przykład Antoni Maciarewicz - wyznał.
Ma żal do mediów z tak zwanego "mainstreamu", czyli głównego nurtu, że w stosunku do obecnej opozycji stosują inne standardy niż stosowały względem Platformy Obywatelskiej, gdy to ona walczyła o przejęcie władzy. Zdaje sobie sprawę z tego, że Polacy są dziś głęboko podzieleni. Jest jednak przeciwnikiem zorganizowania nowego okrągłego stołu, który by ich spróbował pogodzić. - Ja już jeden okrągły stół widziałem. Nie zamierzam z nikim siadać do następnego. Myślę, że Polacy już drugi raz nie dadzą się na to nabrać.
Czytaj też: Miał być trotyl, nie ma śladów wybuchu
Uspokajał swoich czytelników. Wkrótce znów będzie można czytać jego artykuły. - Ja nie znikam z zawodu. Nic innego robić nie potrafię... No może poza gotowaniem i prasowaniem - wyznał z uśmiechem.
Zdradził, że wkrótce na rynku prasowym pojawi się nowy tytuł, w którym oprócz niego znajdziemy również nazwiska publicystów związanych jeszcze niedawno z tygodnikiem "Uważam Rze".
Natomiast na początku przyszłego roku w księgarniach pojawi się książka o Cezarym Gmyzie pod roboczym tytułem "Trotyl i nitrogliceryna. Rzecz o dziennikarstwie śledczym".
Czytaj e-wydanie »