www.pomorska.pl/chojnice
Więcej informacji z Chojnic znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/chojnice
W Rokoteksie było zatrudnionych 112 osób, w tym 80 szwaczek. Prawie wszystkich reprezentuje teraz mecenas Andrzej Wieliczko. O pomoc dla mieszkanek poprosił burmistrz Arseniusz Finster. W ratuszu są też organizowane wszystkie spotkania.
O wypłaty i odprawy
Byłe pracowniczki - bo zdecydowana większość to panie - domagają się zaległych wynagrodzeń i odszkodowania za nienależyte rozwiązanie umowy o pracę. Jak dodaje sędzia Krzysztof Krysiak, przewodniczący Wydziału Pracy w chojnickim sądzie, chodzi również o odprawy wynikające z tytułu rozwiązania umowy o pracę z przyczyn niezależnych od pracownika.
Już w sierpniu panie musiały brać bezpłatne urlopy, na konto przestała regularnie wpływać gotówka. Części do dziś nie odzyskały. - Mamy nakazy zapłaty, czekamy, aż się uprawomocnią - tłumaczy Andrzej Wieliczko. - Komornik wysłał już ostrzeżenie z wpisem do księgi wieczystej.
Jeśli nieruchomości udałoby się sprzedać, a zysk przejąłby komornik, zdaniem mecenasa starczyłoby na pokrycie wszystkich należności.
Sprzedane udziały
Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że Rokotex szył z powierzonego materiału i według projektów niemieckiej spółki. Gdy jej udziały były sprzedawane kolejnym firmom, zaczęły się problemy z płynnością finansową - pisaliśmy o tym szczegółowo w "Pomorskiej".
Nie wiadomo też, jakie upoważnienia miał zarząd Rokoteksu z prezeską Elke Wachtendorf na czele. Nie złożył bowiem w terminie wniosku o upadłość. Jak wyjaśnia mecenas, członkowie zarządu odpowiadają za to prywatnym majątkiem.
Musieli iść do sądu
- Pracodawca w ogóle się nie interesował byłymi pracownikami. Coś się zaczęło dziać, dopiero gdy zaczęliśmy interweniować - mówi Wieliczko. - Zmuszono nas do tego. Zbliżały się święta, a ludzie byli bez pieniędzy.
Rokotex działał na chojnickim rynku od 15 lat, szyjąc na eksport. Likwidacja firmy spowodowała pierwsze grupowe zwolnienie w regionie od lat.