A wszystko to na kanwie sztuki Witkacego, w której bunt poczciwych szewców, ich rewolucja i dojście do władzy prowadzą, niestety, do jednego wniosku - nawet gdybyś miał rząd dusz, wszystkie dziwki świata, nurzał się w złocie i alkoholu, to i tak nie uciekniesz przed kosmiczną pustką i poczuciem bezsensu. - Po co to wszystko, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy - pytają bohaterowie, którym wydaje się, że jednak mają jakiś cel.
Dlatego można postawić znak równości pomiędzy prokuratorem Scurvym (dobra rola Roberta Zawadzkiego) i majstrem Sajetanem Tempe (Wojciech Rogowski), bo obydwaj gonią za tym, co nieosiągalne.
Przedstawienie pulsuje żarem. Aktorzy nie tylko mówią swoje kwestie, także śpiewają, m.in. po dziadowsku znany przebój "Przeżyj to sam", biorą udział w układach choreograficznych, ubierają się, rozbierają, wchodzą i wjeżdżają na scenę na platformie. W scenografii blaszanego kontenera - jak w jakiejś klatce - mówią o swoich obsesjach, lękach i potrzebach. Kochają i cierpią.
Spektakl jest nafaszerowany współczesnymi odnośnikami - na monitorze zainstalowanym u góry sceny trwają dyskusje o demokracji i kapitalizmie, padają nazwiska Kołakowskiego czy Fukuyamy, a nawet Sierakowskiego, aktorzy filmują w trakcie spektaklu, trwa konkurs Włatców Móch, powiewają klubowe szaliki z wdzięcznym napisem "K...m...", a przy tym śpiewany jest hymn narodowy. Defilują grający w golfa maklerzy, którzy mają gdzieś maluczkich i biednych. Cały ten zgiełk koresponduje z przesłaniem przedstawienia - uporczywym poszukiwaniem sensu w świecie go pozbawionym.
Ratajczak to młody reżyser, absolwent PWST w Krakowie, obecnie związany z Teatrem Wspóczesnym w Szczecinie, ale realizujący spektakle na wielu scenach. Można się po nim spodziewać jeszcze wiele dobrego.
- Cieszę się, że publiczność dopisała - mówi Eugeniusz Mikołajczyk z ChDK. - I chyba się to podobało. Przedstawienie zawitało do nas w ramach projektu "Teatr Polska", który powraca do idei teatru objazdowego.