Było przed 7.00, kiedy zadzwonił budzik. Tomek nocował w sztabie, Dawid spał w swoim domu. Rano wypili herbatę i zjedli po kilka kanapek z pasztetem i paprykarzem. Ubrali się ciepło. - Ale bez kalesonów, bo są niewygodne - mówi Tomek. - Musi wystarczyć naturalne futerko - śmieje się Dawid.
Wyszedł jeszcze na szybki spacer z psem. - Pies wskoczył w zaspę i zniknął - opowiada. Na dwór nie chciało się wychodzić, bo było ciemno i zimno.
Róbta, co chceta
O 8.00 w chojnickim sztabie zbiórka. Podział zadań: część zostaje na miejscu, sortuje drobniaki i wycina serduszka, większość rusza do miasta. Wśród 120 wolontariuszy również Tomasz i Dawid. Pierwszy przystanek: kościół przy Wiśniowej. Ludzie podchodzą do nich różnie. Niektórzy chętnie wrzucają choć złotówkę. Starsza pani krzyczy: - Róbta, co chceta, a ja nie pomogę!
Po ponad dwóch godzinach przytupywania dla rozgrzewki wracają z puszkami do sztabu. Mają tu chwilę na ogrzanie się i wypicie gorącej herbaty, która czeka na zmarzluchów. A potem znowu puszka w dłoń i na ulice. - Staramy się zachęcać, żeby ludzie coś wrzucili - opowiada Tomek. - Niektórzy sami podchodzą, szczególnie dzieciaki. A bywa, że starsi nas chwalą: że tak zimno, a my pomagamy.
Spać idą nad ranem
Przez cały dzień koncerty. - Kiedy zabawa jest pod gołym niebem, często przyłączają się nawet przypadkowi przechodnie - tłumaczy Tomek, który zbiera pieniądze dla Orkiestry od sześciu lat.
Kwesta trwa do wieczora. W międzyczasie podliczane są kwoty. Liczenie pieniędzy trwa zresztą do późnego wieczora. A nawet gdy dzień się kończy, nikt nie myśli o pójściu spać. Młodzi siedzą do 3.00-4.00. - No przecież trzeba pogadać, podzielić się wrażeniami - mówią Tomek i Dawid.