- Rada Gminy zafundowała nam grecki teatr - mówił wójt gminy, Jerzy Cieszyński. - Mamy pieniądze tylko na wydatki bieżące. A 8 milionów, które moglibyśmy dostać z funduszy unijnych, przejdzie nam koło nosa.
- To nie jest wina rady - oponował Krzysztof Gąsiorowski.
Do ubiegłego roku budżety były uchwalane do marca. Latem zmieniły się przepisy ustawy o finansach publicznych i gminy dostały czas tylko do końca stycznia. Radni twierdzą, że nikt ich o tym nie poinformował. Zarzucają wójtowi, że kolejnymi propozycjami poprawek zablokował uchwałę budżetową.
O terminie przypominałam o tym pierwszy raz 28 grudnia - mówi Maria Beyger, przewodnicząca komisji budżetowej. - 26 stycznia przyszlam do biura rady. Mówiłam: czasu mało, ale może zdążymy. Usłyszałam, że "wymyślam jakieś terminy".
Przewodniczący rady wyjaśnia: - Radna nie przyniosła żadnych konkretnych danych, nie wspomniała o zmianie ustawy.
Budżet Ciechocina uchwaliła w końcu Regionalna Izba Obrachunkowa z Bydgoszczy. Na inwestycje zostawiła gminie tylko 900 tys. zł. A zadłużenie Ciechocina wynosi 49,68 proc.
Budżet uchwalony przez RIO można - choć w niewielkim stopniu - zmieniać. Ale do tego potrzebna jest współpraca wójta i radnych. A na to się nie zanosi.
Kto jest winny, czyli recepta na sukces
Kto jest winien fatalnej sytuacji gminy? W piątkowej debacie prowadzonej przez dziennikarzy TVP Bydgoszcz urzędnicy mieli przedstawić swoje racje. Ale już w połowie spotkania prowadząca debatę prosiła o wezwanie policji.
Mieszkańcy gminy zaatakowali radnych, mało brakowało, a doszłoby do rękoczynów. "Odpowiecie za to!" - krzyczeli zebrani w remizie mieszkańcy. A w tle na ścianie cały czas wisiał slajd: "Ciechocin. Recepta na sukces: pomysł, determinacja, entuzjazm".
- To jest spór personalny - mówił Jerzy Cieszyński. - Gdyby chodziło tylko o budżet, nie byłoby tylu problemów. Po 2 miesiącach od objęcia przeze mnie urzędu zaczęła się tytaniczna walka o pozbawienie mnie funkcjii.
- Jak tu prowadzić merytoryczną dyskusję, gdy wójt stosuje osobiste wycieczki? - pytał Krzysztof Gąsiorowski.
Krok do tyłu i galopem do przodu
Mieszkańcy gminy są oburzeni sytuacją. Jedni chcą dymisji rady, inni - wójta. Nauczyciele boją się o swoje etaty, uczniowie - o kluby sportowe, bo w budżecie nie ma pieniędzy.
- Na spotkanie przyszli przede wszystkim zwolennicy wójta - mówi jeden z gminnych nauczycieli. Nie chce podać nazwiska, bo boi się o pracę. - Już nas poinformowano, że zwolnienia będą. Zlikwidowane będą zajęcia biblioteczne i świetlicowe. Korzystają z nich uczniowie, którzy skończyli lekcje, a czekają na autobus, którym pojadą do domu. Kto im zapewni opiekę i bezpieczeństwio? Wójt zapewnił nas, że nie mamy się martwić, bo zwolnienia będą "tylko na rok". Owijał w bawełnę i mydlił oczy, jak tylko mógł. A my nie możemy mówić głośno prawdy - boimy się. Kto się teraz narazi, za rok może nie wrócić do pracy.
Wójt zapewnia, że problemu nie będzie. - Nie wyobrażam sobie, by pracownicy administracyjni, szkoły czy przedszkola miały ucierpieć - mówił podczas debaty. - Jestem po serii spotkań z sołtysami. Wszyscy mówią: damy radę. To tylko jeden krok do tyłu, a potem galopem do przodu. Mam naturalnie wrodzony optymizm - choć wiem, że będzie trudno.
Zgoda? Nie, dziękuję
Wszyscy marzą o zakończeniu sporu. Wójt i przewodniczący rady prześcigają się we wzajemnych oskarżeniach i hasłach o dobru gminy. Ale ręki sobie podać nie chcą. Nawet dla dobra Ciechocina.
Więcej o sprawie w papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej".
Transmisję programu "Władza na cenzurowanym" można zobaczyć w środę o godz. 19 w programie TVP Bydgoszcz.