Wroński uważa, że właściciele najmniejszych gospodarstw zostaną skazani na ubóstwo. Ale Marek Sawicki, minister rolnictwa twierdzi, że chodzi o to, by pomagać przede wszystkim aktywnym gospodarzom. Wroński wyjaśnia, że grupy gospodarstw o powierzchni do 12 hektarów i od 82 hektarów otrzymywałyby niższe dopłaty. Jego zdaniem z pieniędzy zaoszczędzonych na tych dwóch grupach skorzystać mieliby właściciele gospodarstw średnich od 12 do 82 hektarów, ci z kolei mieliby dostawać więcej. Dodaje, że nie będzie równych dopłat obszarowych i mniej pieniędzy dostaliby posiadacze 57 procent użytków rolnych w Polsce.
"Uważamy, że wprowadzanie takich zmian jest obecnie bardzo ryzykowne. Najbardziej odczuliby je najmniejsi rolnicy. Należy zastanowić się z czego czerpaliby dochody, jeżeli mamy w skali Polski bezrobocie na poziomie 14 procent. Są rejony gdzie osoby bez pracy stanowią 25 procent i więcej. Należałoby zbadać ich szanse na przekwalifikowanie się" - napisał Instytut Rozwoju Rolnictwa. "Resort rolnictwa w ten sposób chciałby wpłynąć na szybsze powiększanie się gospodarstw. Musimy jednak pamiętać, że w Polsce istnieje silne, emocjonalne przywiązanie do ziemi. Posiadanie jej przez wieki było uznawane za podstawę dobrobytu i źródło przywilejów społecznych. Więc może się okazać, że zamiast efektu w postaci scalania gruntów skazano dużą ilość rolników na ubóstwo".
Jednak minister Sawicki uważa, że chodzi o to, by pomagać przede wszystkim aktywnym rolnikom. - Jeśli ktoś jest właścicielem do pięciu hektarów ziemi i oddał ją sąsiadowi w bezumowne użytkowanie, to dlaczego miałby dostawać sto procent dopłat? Może to być 50 procent - mówi Sawicki i dodaje, że najbardziej zyskają właściciele gospodarstw liczących 9-70 ha. - Bo ci więksi i tak sobie poradzą.
To na razie propozycja.