Polityczne salony i przedpokoje pustoszeją. Prezydent w Juracie, premier na dwutygodniowym urlopie, Sejm zbierze się dopiero pod koniec sierpnia. Na posterunku trwa wicepremier Grzegorz Kołodko, ta nowa cudowna broń Leszka Millera, właściwie ostatnia nadzieja rządu na poprawienie notowań przed wyborami samorządowymi. Broń, która ma nadać nowy impet rządowi, który ku zaskoczeniu bardzo wielu zbyt szybko ugrzązł w bezprogramowym, bezradnym marazmie w takim czasie politycznym, który wymaga aktywności. Życie polityczne zaczyna się już bowiem toczyć w rytm wyborów samorządowych, będących niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem politycznym obecnego roku. Ich waga nie wynika wyłącznie z faktu, że po raz pierwszy będziemy w bezpośrednim głosowaniu wybierać wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, co jest niewątpliwie nowym doświadczeniem polskiej demokracji, ostatnią być może próbą zmierzenia się z obywatelską obojętnością na politykę.
Stawka tych wyborów ma również czysto polityczny wymiar: czy po roku rządzenia SLD zdoła obronić swoją pozycję partyjnego lidera bez konkurencji, czy też konkurencja się pojawi i jaka to będzie konkurencja? Czy w dalszym ciągu pozostaniemy w stanie głębokiej nierównowagi politycznej, czy też zacznie się kształtować wyraźna, zyskująca zwolenników opozycja, a więc opozycja poważna, pokazująca alternatywę dla rządzących? Co nas czeka: partyjna monokultura czy też krajobraz polityczny bardziej zróżnicowany, który zawsze wymusza na rządzących nieco powściągliwości i daje szansę kontroli poczynań władzy?
Wybory samorządowe mają nieco inny charakter niż parlamentarne, ale przy wszystkich różnicach mają też podobieństwa. W końcu stawką jest to, kto będzie miał władzę w samorządach, zyskujących na znaczeniu także w kontekście integracji z Unią Europejską, kiedy to wagi nabierają decyzje lokalne. Dlatego do bezpośrednich wyborów partie rzucają kandydatów o znanych nazwiskach, dlatego tak wielu posłów gotowych jest rezygnować z poselskich mandatów, by zdobyć fotel burmistrza czy prezydenta miasta. Gra idzie o pozycję poszczególnych partii, o pozycje liderów, o ich prestiż, o zmierzenie się z rządzącą koalicją, zwłaszcza zaś ze słabnącym SLD. Ale tak naprawdę gra idzie także o to, by zajęci wyścigiem po władzę i prestiż liderzy nie spowodowali swoimi ambicjami zupełnej destabilizacji samorządowego życia. Przy naszych politycznych obyczajach łatwo wszak wyobrazić sobie kolejną falę czystek kadrowych po wyborach, zerwanie ciągłości rządzenia, zaniechanie rozpoczętych projektów tylko dlatego, że rozpoczął je ktoś o innym politycznym rodowodzie. Łatwo sobie wyobrazić kolejne fale rozliczeń ludzi podobno niekompetentnych, po których przychodzą jeszcze bardziej niekompetentni. Tak przecież toczy się cała polska polityka. Leniwe polityczne lato może więc zapowiadać burzową jesień.
Cisza przed rozgrywką
Janina Paradowska, "Polityka"