Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co ma wspólnego alkohol z narodzinami Jezusa? Michael wie i rozglasza to na ulicach

Adam Willma
Fot. sxc
- Każdy człowiek jest grzesznikiem, który zasługuje tylko na piekło... - wykrzykuje Michał Riggs (woli gdy nazywają go po polsku). - Ale Bóg daje nam szansę...- Czy nie rozboli pana gardło? - martwi się pani w szarym płaszczu. - Słyszałam pana po drugiej stronie rynku.

- Tą szansą - ciągnie Michał uśmiechając się - jest Jezus Chrystus, Syn Boży...
- O Jezu, ale nawiedzony - chichoce licealistka do swojego chłopaka.
- Cymbał - posykuje starsza pani w flauszowym płaszczu.
Jezus poniósł ofiarę za wszystkich - nie zraża się Michał - Obchodzisz święta Bożego Narodzenia? Ale kim jest dla ciebie Jezus.
Głos misjonarza zagłusza śmieciarka.
- Lepiej się pomódl - posykuje starszy mężczyzna.
- Czy widzisz w Nim swojego zbawiciela? Czy jesteś gotowy umrzeć dla grzechu i narodzić się na nowo? - kończy Michał.

Dziewczyna z telefonem komórkowym okrąża kaznodzieję wielkim łukiem, jakby obawiała się wirusa.
Pan z różowym rowerem, który stał dotąd oparty o latarnię podchodzi bliżej: - Ja się przysłuchiwałem temu, co pan mówi. Pan ma dla każdego tą samą ofertę. A ja chciałbym czegoś indywidualnego. Nie chcę być tylko cząstką w kosmicznym porządku.

Dzień jak co dzień. Tylko w deszcz Michał z Józefem (właściwie Josephem) nie wychodzą na ulicę. Bo woda niszczy ulotki. Śnieg nie jest przeszkodą, choć głos nie niesie się wówczas daleko.
Być misjonarzem w Polsce to według Józefa wielkie błogosławieństwo: - Owszem, jeszcze w Warszawie kilka razy dostaliśmy po twarzy. Ale tego nie da się porównać z Meksykiem, gdzie wcześniej prowadziliśmy ewangelizację przez 10 lat. Tam przerobiliśmy kamieniowanie, a wiele razy tłum próbował nas zlinczować. Zatrzymania policyjne były normą. Ale przecież Bóg nie obiecywał nam łatwego życia.

Co z tą Polską?

Gdy w marcu 1995 roku Michał wylądował na lotnisku w Warszawie, był zdumiony.
- Leciałem wówczas prosto z Meksyku, więc miałem wrażenie, że ktoś ukradł Polakom kolory. Wszystko wokół było niewiarygodnie szare - wspomina. - W dodatku przez całe dwa tygodnie ani na chwilę nie wyszło słońce. Zaskoczyli nas pijacy, których widzieliśmy na każdym kroku. To był widok, który znaliśmy już z Meksyku, ale tam pijak jest na ogół wesołkiem, tymczasem w Polsce alkohol częściej pobudza agresję.
W ciągu dwóch tygodni mieli zaledwie trzy noclegi. Resztę przespali w pociągach. Chcieli zobaczyć jak najwięcej, zrozumieć ten kraj.

Michał: - Polska zainteresowała nas przez przypadek. Jeden z braci z naszego Kościoła sprzedał swój dom i postanowił, że za te pieniądze sfinansuje akcję ewangelizacyjną w krajach, które wyzwoliły się z komunizmu. Publikowaliśmy w kilku krajach całostronicowe ogłoszenia z wersetami biblijnymi. Jedynym krajem, w którym nam odmówiono była Polska.

Zaczęli więc modlić, a później również czytać, co z tą Polską. Aż wreszcie zbór wydelegował dwóch misjonarzy nad Wisłę.

Po dwóch tygodniach podróżowania po Polsce doszli do wniosku, że jest tu mnóstwo religii, ale mało Boga. Zbór w San Antonio uznał, że można zakończyć prace w Meksyku. Założony przez Michała i Józefa zbór radził sobie dobrze bez ich obecności wypuszczając liczne gałęzie w całej Guadalajarze. Łącznie pozostawili po sobie 22 samodzielne społeczności chrześcijańskie, które same prowadziły już działalność misyjną.

- W ludziach tkwi olbrzymia chęć dzielenia się chrześcijaństwem z innymi. Nasz rodzimy zbór w San Antonio liczy 150 osób. To są zwykli ludzie - nauczyciele, urzędnicy bankowi, policjanci, żadni bogacze. Ta grupa utrzymuje aż 10 misjonarzy w różnych krajach - mówi Janina (urodzona jako Jane), żona Michała, która towarzyszy mu we wszystkich podróżach.

Ale po co misja w kraju, w którym ponad 90 procent mieszkańców uważa się za wierzących, a wieże kościołów wyzierają niemal z każdego zaułka?

Nie tylko fałsz
- Pochodzę ze stanu Michigan. Mój ojciec był przeciwny religii. Widział w niej fałsz i obłudę. Tam gdzie mieszkałem, większość moich rówieśników chodziła regularnie do miejscowego kościoła. W pewnym momencie życia zdałem sobie sprawę, że ci moi wierzący koledzy grzeszą dokładnie tak, jak ja. A grzeszyłem przeciwko prawie wszystkim przykazaniom - poważnieje Michał. - Zacząłem więc myśleć, jak mój ojciec. Ale gdy zacząłem dorabiać sobie pracując w restauracji spotkałem dziewczynę z Kościoła baptystów. Była pierwszą prawdziwie wierzącą osobą, jaka spotkałem w życiu. Byłem pod wielkim wrażeniem takiej postawy, to dzięki tej dziewczynie sam przeżyłem nawrócenie.

Amerykańskie miasta przypominają wielkie kotły, w których mieszają się wyznania. Gdy podczas służby wojskowej Michael trafił do San Antonio w Teksasie, wybrał społeczność, która funkcjonowała bez osobnej nazwy. - W Ameryce istnieje duży ruch chrześcijan, którzy usiłują być ponad podziałami i kłótniami. Jedynym przymiotnikiem, jakiego używają jest "chrześcijański". Mojemu zborowi teologicznie najbliżej było do baptystów.

Jeszcze w czasie studiów informatycznych zaczął głosić Ewangelię: - Chrystus mówi "idźcie i głoście", ale ludzie wolą drążyć teologiczne kwestie zamiast przyjąć proste przesłanie Biblii. Na początku nogi dygotały mi z nerwów, ale miałem przekonanie, że to jest moje posłannictwo.

W zborze w San Antonio poznał Jane. Pracowała w sklepie ogrodniczym, miała wesołe, ciepłe spojrzenie. Nie bez powodu: - Bóg zbawił mnie w 1976 roku. Od tej pory wiedziałem, mam szczęście żyć dla Niego - wspomina.

Był rok 1985 gdy w forda escorta zapakowali trójkę dzieci i cały swój dobytek, wyruszyli na misję do Meksyku. Hiszpańskiego nauczyli się szybko, tak że po kilku miesiącach Michael mógł wyjść na ulicę z Biblią w ręku.

W przeciwieństwie późniejszego pobytu w Polsce, w Meksyku drżałam o męża. Nigdy nie byłam pewna, czy wróci - wspomina Janina.

Mucho trudniej

Z braku pieniędzy na wynajęcie sali nabożeństwa odbywały się w parku pod gołym niebem.
- Meksyk jest katolickim krajem, ale tamtejszy katolicyzm jest zupełnie inny niż Polsce - ludowy, ale bardzo żarliwy - zauważa Michał. - Dlatego Meksykanie chętnie wdają się w dyskusje teologiczne. Gdy człowiek wyjdzie na ulice i mówi o Ewangelii, nagle wokół gromadzi się 100, a nawet 500 osób. Niektórzy słuchają z życzliwością, ale w innych rośnie gniew, więc często dochodziło do rękoczynów. Bo Meksykanie nie pozostają obojętni - kochają albo nienawidzą. Policjanci pakowali nas do radiowozu, wywozili za miasto i tam zostawiali.

W Polsce było spokojniej, ale nie łatwiej.
Pierwszą barierą okazał się język. - Hiszpańskiego było mucho łatwiej się nauczyć - śmieje się Janina. - Liczba polskich końcówek była przytłaczająca. Uczyliśmy się po pięć godzin dziennie.
Michał: - Aż wreszcie zacząłem rozmowę z jednym panem i strasznie się ucieszyłem, że tak dobrze mi idzie. Rozumiałem wszystko! Dopiero gdy się pożegnaliśmy, zrozumiałem, że przecież on mówił po hiszpańsku!

Mamy to na Piśmie

Gdy Michael wraz z Josephem po raz pierwszy wyszli na ulicę Warszawy głosić Ewangelię, przeżyli kolejne zaskoczenie. Nie mogli pojąć, że tłum przechodzi koło nich zupełnie obojętnie. Na początku sądzili, że to kwestia języka. Ale z czasem odkryli, że Polacy nie lubią rozmawiać na temat wiary.
Michał: - Część uważała nas za pijanych. Inni - za wariatów albo świadków Jehowy. Dziesięć razy bez słowa wyjaśnienia wymawiano nam lokal.

Zanim policjanci przestali zauważać dziwacznych jankesów, legitymowali regularnie:
- To dla mnie zrozumiałe, muszą interweniować, bo zawsze znajdzie się ktoś, komu człowiek wykrzykujący na ulicy działa na nerwy - potakuje Michał. - Ale tylko raz zwinęli nas z ulicy. Nie mieliśmy pojęcia, że koło nas będzie przejeżdżać przebywający z wizytą w Polsce papież. Policjanci zawieźli nas na komisariat. Pytamy czy jesteśmy zatrzymani. Nie. To czy możemy wyjść? Nie. Pozwolili nam wrócić po czterech godzinach, gdy papież przejechał.

Michał wspomina z dobrotliwym uśmiechem policyjne interwencje:
- Podszedł kiedyś patrol i pyta. Czy mamy pozwolenie na nauczanie na ulicy. A ja na to, że oczywiście mamy. Oni: Ale czy na piśmie? Naturalnie, że na piśmie. A czy może pan pokazać. A ja pytam czy wierzą, że Jezus jest najwyższą władzą? Wierzą. No to przecież on nam nakazał głosić Ewangelię na całym świecie. Mamy to na Piśmie.

Nie prosimy o pieniądze

Aby działać jako legalna wspólnota, musieli zarejestrować się jako Kościół.
- My zawsze unikaliśmy nazw, a tu kazano nam wymyślić jakąś nazwę. Janina, czy ty pamiętasz, pod jaką nazwą nas zarejestrowali?
Janina grzebie w szpargałach w poszukiwaniu wniosku rejestracyjnego.
- Jest. Kościół Chrześcijański w RP.
- No więc dorobiliśmy osobnej denominacji - ironizuje Michała. - Ale na szyldzie wypisaliśmy po prostu Kościół Boży.

Gdy powstał zbór w Warszawie, Riggsowie spojrzeli na mapę, szukając kolejnego miasta, w którym powinni ewangelizować. W Łodzi kaznodzieją był już ich syn. Przyjechali więc do Torunia. I zostali.
Wynajęli niewielkie mieszkanie na obrzeżach Torunia. Dorabiają sobie jako lektorzy w szkole językowej. Nadal pomaga im zbór w San Antonio.

- Mamy taką zasadę, że nigdy nie prosimy o pieniądze - podkreśla Michał. - Wspiera nas tylko ten, kto ma taką potrzebę. Bywało więc krucho z pieniędzmi, ale my nie mamy wielkich potrzeb. Nie musimy kupować nowych rzeczy, wystarczą nam używane. Nie ma nic wspanialszego niż świadomość, że jest się w Bożym ręku.

Polskie ciasto i wola Boża

Na razie żyją w przekonaniu, że Toruń będzie ich ostatnim przystankiem. Przywykli do polskiej kuchni. Michał nie może nachwalić się pierogów, Janina przepada za polskich ciastem (- to są najlepsze ciasta na świecie), jedynie do potraw z kiszonej kapusty do tej pory się nie przemogli.
- Ale nikt nie zna Bożych planów - zastrzegają. - Jeśli będzie potrzeba sprzedamy wszystko i pojedziemy dalej.

Na kolejne wakacje wybierają się do Meksyku, odwiedzić braci ze zboru w Guadalajarze. Tamtejszy zbór do tej pory odprawia nabożeństwa w parku, choć stać by go było na wybudowanie nowej kaplicy. - Ludzie zadecydowali, że wolą te pieniądze przeznaczyć na finansowanie swoich misjonarzy - cieszy się Michał. - Ale w Polsce nie da się spotykać pod gołym niebem. Klimat jest chłodniejszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska