- Dyrektorzy szkół powinni się dogadać i nie pozwalać na to, by dzieci z innego rejonu, zostały przyjęte do ich szkoły - mówią nauczyciele z SP1. - Kiedyś taki układ funkcjonował, we wszystkich szkołach było tyle samo dzieci. Klasy w tych dwóch szkołach są przepełnione, a u nas jest jedna klasa i w niej mniej uczniów. Nauczyciele tracą godziny, gdy w tamtych szkołach mają dużo nadgodzin. Zlikwidują nam szkołę, jak tak dalej będzie!
Renata Laska, dyrektor SP2 twierdzi, że ma trzy klasy pierwsze, dokładnie jak przed rokiem i niewiele w nich dzieci z rejonu "jedynki".
- My, dyrektorzy, ściśle ze sobą współpracujemy - zapewnia Renata Laska. - Rejonizacji już nie ma, rodzice mają prawo wyboru i to oni decydują, do której szkoły pójdzie ich dziecko. Piszą wnioski, w których uzasadniają, dlaczego decydują się na naszą szkolę i ja nie mogę im odmówić. W ubiegłym roku, gdy odmówiłam, to rodzice mieli do mnie pretensje.
W SP 2 są trzy klasy pierwsze.
- Czwartej nawet bym nie chciała, ponieważ nie mam tylu klas - przyznaje Renata Laska. - To nie my odbieramy dzieci "dwójce".
Podobne jest stanowisko dyrektor SP4.
- Absolutnie nie można mówić o podbieraniu dzieci, bo takich praktyk nie stosujemy, nie reklamujemy się, nie namawiamy do wyboru naszej szkoły - mówi Anna Kordowska. - Jest wręcz przeciwnie, zdarzało mi się nawet odsyłać rodziców, aby zapisywali dzieci do szkół w ich rejonie. Wtedy zapowiadali, że zameldują dziecko tymczasowo u babci, cioci w rejonie "czwórki", by chodziło właśnie tutaj.
Dyrektor Kordowska zaznacza, że trudno odwieść rodzica od podjętej decyzji.
- Cieszy nas na pewno, że jest tylu chętnych, aby uczyć się u nas - dodaje Anna Kordowska. - Jednak to nie efekt jakiegoś marketingu. Rodzice nas wybierają. A wybór mają, odkąd nie obowiązuje rejonizacja i z niego korzystają.
W SP4 pierwszaków podzielono na cztery klasy, jak przed rokiem.
Kto utrzymywałby szkołę, w której będzie po jednej klasie w każdym z oddziałów? - już od dawna tak głosy słychać w kuluarach.
- Już dwa lata temu rozważaliśmy likwidację tej szkoły, także dlatego, że ogólnie dzieci jest mniej - potwierdza burmistrz Mariusz Kędzierski. - Sprawdziliśmy czy ten niż w urodzeniach będzie się utrzymywał i okazało się, że nie jest to pewne. Tendencja może się odwrócić. Poza tym, gdybyśmy zlikwidowali "jedynkę" i przenieśli dzieci do dwóch pozostałych szkół, lekcje trwałyby do godziny 18.00. A to by nie było korzystne dla dzieci. Ponadto, przy dwuzmianowym cyklu lekcji, kiedy realizowano by zajęcia pozalekcyjne? O zamykaniu szkoły nie myślę.