https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czarne chmury

Michał Żurowski

     W popularnej u nas ostatnio telenoweli, przyszedł Rywin do komisji. I złożył oświadczenie. A potem już tylko powtarzał, że nie odpowie na żadne pytanie. Bo ma prawo. I tu film się urwał. Poza planem ruszyła gra "Wszystkie konie przepuszczamy, a Giertycha zatrzymamy", z serialu zniknął nagle pan Kalisz, a po nim pan Smolana. Lepper ogłosił casting i obsadził panią Beger. A problem przesłuchania Lwa pozostał...
     - Ja go bukłaczkiem, a on Wilcze Doły. Ja go bukłaczkiem, a on Wilcze Doły!... - bełkotał kiedyś w kółko, w innym serialu, pewien podpity poseł na Sejm Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Zdawał "panom braciom" sprawę z pewnego przesłuchania.
     Nie wszyscy kochają polskie seriale, więc podpowiem, że to z "Czarnych chmur". Poczciwy szlachciura (w tej roli Cezary Julski, u boku Józefa Nalberczaka) przesłuchiwał oberżystę - szpiega, znającego kryjówkę wrogich pułkownikowi Dowgirdowi zbójów, wynajętych przez ludzi księcia elektora. Odświeżanie pamięci bukłaczkiem było i tak bardziej humanitarne od tego, co w innym polskim serialu robił sturmfStedtke, jego szef Lothar (ten, to już klasyka: "mamy najlepszą na świecie maszynkę do wykrywania kłamstw; nazywa się SD ") oraz rzecz jasna Brunner i mój ulubiony matoł - sturmbannfLohse.
     Wróciłem do tych seriali, kiedy w sobotę Lew swoim uporem przerwał nagle tak fajnie zapowiadający się odcinek. Co robić? Powtórzyć coś z Klossa, czy tę metodę z "Czarnych chmur "? Jeśli Lew milczy, a ustawa mająca służyć ustaleniu faktów, jest bezużyteczna, to może by tak bukłaczkiem? Lwa i... posłów też.
     Ledwie parę tygodni temu pisałem tu o polskim nieporządku prawnym. Poprawka goni poprawkę, nowelizacja nowelizację, knoty są głosowane w Sejmie, potem w Senacie i jazda... do Trybunału! Dramat tej legislacji nie ominął też procedur, które służyć miały wyjaśnianiu afery Lwa. Klapa. A pan Kurczuk - minister sprawiedliwości wyciągnął z tego taki oto wniosek, że sobotni casus Rywina rodzi - no, co?- potrzebę nowelizacji ustawy o Sejmowej Komisji Śledczej. A jak! Sie poprawi i już!...
     Bo na razie, to przychodzi Rywin do Sejmu i najpierw składa oświadczenie. Wali jak chce: w Rapaczyńską, w Michnika, w Agorę i innych - już bezimiennych - spiskowców polujących na Lwa. I jeszcze dziękuje rodakom (to już orędzie) za wspieranie go w trudnych dniach. A to nie pierwsze taka oracja. Michnik wygłosił dłuższy monodram, Kwiatkowski krótszy, ale każdy mówił, co chciał. Bo ustawa tego nie zabrania.Tyle, że jedni potem są łaskawi odpowiadać na pytania komisji, a inni nie.
     Ustawodawca dopuścił bowiem możliwość dwóch procedur w tej samej sprawie. I założył, że mogą się toczyć jednocześnie. To schizofrenia. Jeżeli ktoś - jako podejrzany w prokuraturze - ma prawo odmowy zeznań mogących mu zaszkodzić - to nie sposób wymagać, by ten sam ktoś - ale już jako świadek przed komisją - odpowiadał na pytania posłów. Bo gdy odmówi, komisja zamienia się w kabaret. I to jeszcze bez pani Beger...
     Przewodniczący się denerwuje i ogłasza przerwę. Profesor (historii) Nałęcz - ten sam, który niedawno pouczał posłów, o co w myśl ustawy wolno pytać, a o co nie - nagle staje się bezradny jak dziecko. Jeszcze dzień wcześniej z wyższością wybrańca narodu i marszałkowską buławą w tornistrze rugał adwokatów Rywina, a tu nagle grzęźnie w meandrach prawa i wzywa na naradę uczonych w piśmie.To, co to w końcu jest? Szkółka niedzielna? Trzeba było tak napisać ustawę, by nie robić już w trakcie śledztwa seminariów z procedury karnej. I uczyć się. Mniej na błędach, więcej z książek. Albo zostać w domu. I oglądać polskie seriale.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska