https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czary-mary i dolary

Jacek Kowalski
- Absolutna rewelacja - przekonuje mnie pani Krystyna. - Absolutna rewelacja. Kupi pan ode mnie te najautentyczniejsze świece Indian Hopi, przejdzie krótki kursik, a potem może już leczyć wszystkie choroby, wkładając świece do uszu i podpalając je - kusi.

     - Tylko proszę uważać na podróbki - napomina surowo. - Byle czego do ucha nie wkładać! Nie zapalać! Bo to śmieci! Śmieci się sprzedaje! - grzmi. - A przecież słuch ma pan jeden. Na koniec informuje: - Za 2-godzinny kurs i 11 świec zapłaci pan razem 232 złote. Jak za darmo.
     Właśnie sprawdzam ogłoszenia z prasy ezoterycznej. Niektóre porażają, inne tylko śmieszą
     "Rewelacja! Świece Indian Hopi. Leczą ponad 100 chorób. Sprzedaż wysyłkowa."
     
Świece oczyszczać mają organizm. "Bywały przypadki - pisze prasa ezoteryczna - gdy po zapaleniu ziołowej świecy w uchu pacjenta wypadały z tegoż ucha rozmaite dziwne rzeczy: kamienie, szkiełka, brud..."
     Pani Krystyna Brodnicka-Liżewska stanowczo podkreśla kilka razy: - Świece, które panu proponuję to autentyczne produkty, sporządzane według receptury Hopi. Proszę pana, pan inżynier Adam Wiśniowiecki zastrzegł ich recepturę w urzędzie patentowym. No, oczywiście najpierw otrzymał ją w najgłębszej tajemnicy od Indian Hopi. Receptę zna zaledwie kilka osób w Polsce. Tak, bez wątpienia nasze świece leczą. Inne nie.
     Pani Krystyna musi podkreślać wyjątkowość świec Wiśniowieckiego, bowiem - jak powiada - pojawiły się "podłe podróbki świec Indian Hopi", które nie leczą absolutnie, w żadnym przypadku. - Ja nie wiem, kto dał tamtym firmom prawo do handlowania świecami. Tylko Adam Wiśniowiecki ma recepturę niepodważalną. Tylko jemu Indianie zdradzili, a on w wielkiej tajemnicy sporządza świece i rozprowadza. Co to w ogóle jest: National Hopi Corporations? Nie znam.
     Wspominając korporację Indian Hopi, pani Krystyna myśli o produktach pewnej firmy, która szczyci się tym właśnie, że jej świecie douszne posiadają certyfikat jakości NHC. - Proszę pana, bzdury, bzdury, stek bzdur. Nasze świece są rekomendowane przez Indian. Tamte? Nie mam pojęcia. Niech pan kupi nasze. Wyleczą wszystko. Kurs? Jaki kurs? Zapali pan, włoży do ucha i gra, a kosztuje znacznie mniej niż u konkurencji. Za 15 świec zapłaci pan 90 zł - _słyszę w Kolbuszowej.
     "Magiczne kroki mędrców i magów starożytnego Meksyku"
     
Kolejne ogłoszenie: "Tensegrity**Carlosa Castanedy - magiczne kroki (ćwiczenia psychofizyczne) mędrców i magów starożytnego Meksyku - Tolteków." Magicznych, leczących kroków uczyć ma Baherudin Alini Gusajew z Dagestanu.
- Mój Boże, mój Boże - ubolewa pani z Poznania (w ogłoszeniu podano kilka numerów telefonu, w tym Poznań) - Jakie to nieszczęście, że dzwoni pan tak późno. Nie ma już kursu magicznych kroków. - Jestem niepocieszony! - wołam w słuchawkę - Tak liczyłem na magiczną sekwencję kroków mistrza Gusajewa! Co za rozczarowanie! Ale proszę powiedzieć, czy to chodzi o takie zwykłe kroki, czy może jakieś inne? - To są kroki, które z pozoru wyglądają jak normalne. Ale nie są! Ich odpowiedni dobór, odpowiednie ustawienie po sobie spowodują w pana życiu nie tylko przypływ niezwykłego życiowego powodzenia, szczęśliwości, ale i uzdrowią pana z chorób. - Tym gorzej - marudzę - Tym gorzej, że mistrz już nie prowadzi kursu. Powodzenie by mi się przydało, a i szczęśliwość też. - Proszę nie upadać na duchu. Wkrótce być może znowu będą kursy. - próbuje mnie wyciągnąć z psychicznego dołka rozmówczyni. - O to świetnie - zapalam się - _A ile pieniążków mam przygotować? - Około 350 złotych. Przyślę panu informację, proszę podać konto e-mailowe. Ale ale, właśnie coś mi się przypomniało! Mamy absolutną rewelację: siedem poziomów leczenia alergii. Zaledwie 250 złotych za kurs. - Jakże żałuję, że nie mam alergii! - wykrzykuję na koniec i żegnam się uprzejmie magiczną sekwencją słów, zapewniająca szczęśliwe popołudnie, a może i - kto wie - wieczór?
     "Aura-okulary Bich a do nauki widzenia energii duchowych i aury ludzi"
     
A oto absolutny cymes: za 92 złote (plus koszta wysyłki) otrzymać możemy okulary, które zapewnią nam możliwość widzenia aury drugiego człowieka (czyli poświaty wokół ciała). Dzwonię, bo taka okazja może się nie powtórzyć. - Aura-okulary to jest, proszę pana, rewelacyjny absolutnie produkt - przekonuje mnie na wstępie pan Jerzy z firmy "Cyberneton" z Brzegu Dolnego. Nie wątpiłem ani przez chwilę, jednak natarczywie domagam się szczegółów: - Jak one działają, te okulary? - To jest, proszę pana, zestaw czterech lekko fioletowych soczewek, nachodzących jedna na drugą i umieszczonych w oprawkach okularowych zwykłych. - I to wszystko? - moje rozczarowanie musi być doskonale słyszalne, bo pan Jerzy huczy rubasznym śmiechem, w którym słyszę nutkę pogardy dla laika: - To SPECJALNE szkła, nie byle co - mówi. - Więc dostaję od pana te okulary, zakładam na nos i widzę aurę drugiego człowieka? Rewelacja! - podchwytuję entuzjazm akwizytora. - Skądże znowu - surowo stopuje mnie pan Jerzy - Skądże znowu. Człowieku! Kto to słyszał, żeby tak zaraz od ręki aurę zobaczyć! Nie, nie - do tego potrzeba długiego treningu. Po treningu dopiero widzi pan aurę. Albo i nie widzi, bo nie każdy może zobaczyć. Rozumie pan: nie każdemu jest dane. Do okularów dołączam broszurkę, w której wyjaśniam, jak ćwiczyć, żeby zobaczyć.
     Oczyma wyobraźni już widzę siebie w poczwórnych fioletowych okularach, wysilającego wzrok by zobaczyć aktualną aurę szefostwa. Nie odpuszczam więc, tylko drążę dalej.
     - A jak wygląda ta aura? Skąd będę wiedział, że widzę prawidłowo? - To rodzaj świetlistego obłoczku. Albo raczej poświaty. Czasem w różnych kolorach. Aura świadczy o zdrowiu, charakterze i nastroju człowieka. - No tak, ale po co mi to? - Jak to po co? Dobrze jest wiedzieć, jaką nasz rozmówca ma aurę - odpowiada z niewzruszonym spokojem pan Jerzy.
     No tak.
     "Mata ze zmiennie pulsującym polem magnetycznym"
     
Za jedyne 900 euro (ponad 3600 zł) mogę mieć, "prod. niemieckiej, o wymiarach 180x90 cm, posiadającą certyfikat europejski + rok gwarancji, pomagającą leczyć ok. 100 schorzeń i dolegliwości, stosowaną również w profilaktyce" matę, która pulsując zmiennym prądem przyprawi mnie z pewnością o niezapomniane doznania. Dzwonię.
     - Mata jest raczej gąbczasta, gąbczastą ma strukturę. W niej umieszczono kilka cewek, przekazujących w kierunku pańskiego wypoczywającego ciała prąd o napięciu 8 volt - aksamitnym, acz profesjonalnym głosem tłumaczy mi mężczyzna z firmy "Magnetostymulacja" (chyba takiej - innej nazwy w ogłoszeniu nie było). - Ta rewelacyjna mata kosztuje u nas zaledwie 900 euro - objaśnia dalej beznamiętnym głosem akwizytora. W końcu udaje mi się wejść mu w słowo: - O, to dużo! - wykrzykuję. - Dużo? Cha, cha! Co pan w takim razie wie o matach magnetostymulujących? - pyta z pogardą. - Nic - odpowiadam złamany jego drwiną. - No więc inne maty, proszę pana, kosztują ponad 8 tysięcy złotych. Tak, tak, to okazja - objaśnia mężczyzna. - Za gąbkę z bateryjką? - powątpiewam. - Jaka gąbka? Jaka bateryjka? - krzyczy przyjazny dotąd rozmówca. - Co pan za duby smalone opowiada? Jaka bateryjka znowu? To mata magnetostymulująca i ona uzdrawia! - A prąd mnie nie zabije z tej maty? - nie daję się łatwo przekonać. - 8 voltów, mówię panu, co ma pana zabić? 8 voltów? Fizykę pan zdał w szkole? - docieka naraz. - Nie byłem zbyt mocny. Dziękuję za informację, jeszcze się zastanowię - kończę rozmowę.
     Epilog
     
Z braku czasu nie udało mi się, niestety zapisać ani na kurs świadomego śnienia i podróży poza ciałem, ani na kurs, który miał mnie nauczyć jak odżywiać się samym oddechem. Żałuję, ale nie stało też czasu na zdzwonienie się z producentem świetlistej uzdrawiającej piramidy Horusa, ani z Chrisem Wojcieszkiem, czyniącym egzorcyzmy na odległość i przez telefon. A już najbardziej przeboleć nie mogę, żem przepuścił jedyny w Polsce warsztat ustawiania ciała świetlistego Carolyn Martin. Żałuję. Ale wszystko przede mną. Żeby tylko dutków nie zabrakło, jak mawia mój dziadek pochodzący z okolic Nowego Sącza. Racjonalista, jak każdy góral. To zamiłowanie do paranormalnych kursów mam chyba nie po nim.
     Śródtytuły i cytaty pochodzą z ogłoszeń publikowanych w prasie ezoterycznej: "Nieznany Świat", "Wróżka" i "Czwarty Wymiar".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska